Władysław Szpilman (1911–2000). Pianista
Mediathek Sorted
To jedna z najbardziej poruszających scen filmu „Pianista”, od której Roman Polański rozpoczął swoje filmowe dzieło: tytułowy pianista (w tej roli Adrien Brody) wykonuje na fortepianie w ówczesnej siedzibie radiostacji Warszawa II (po wojnie przekształconej w ogólnopolski drugi program Polskiego Radia) „Nokturn cis-moll” Fryderyka Chopina. Nagranie odbywa się na żywo, 23 września 1939 roku, trzy tygodnie po wkroczeniu niemieckich wojsk do Polski. W Warszawie trwają ostre walki, Niemcy ostrzeliwują i bombardują okoliczne budynki. W studiu koncertowym z sufitu sypie się tynk, zza okna co rusz dochodzą odgłosy eksplozji, od podmuchów detonacji wypadają szyby.
„Sam nie wiem jak znalazłem się w rozgłośni. Przemykałem od bramy do bramy, kryłem się na chwilę i biegłem dalej, gdy nie słyszałem w najbliższym otoczeniu gwizdu bomb. W drzwiach spotkałem prezydenta Starzyńskiego. Był niedbale ubrany, nieogolony, a na jego twarzy odmalowywał się wyraz śmiertelnego zmęczenia. Nie sypiał od wielu dni, był duszą obrony i bohaterem miasta. Na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za los Warszawy.”[1] – tak wrześniową obronę Warszawy wspominał Władysław Szpilman w swojej autobiografii. Wiele lat później, w wywiadzie dla Polskiego Radia, pianista jeszcze raz wrócił do uwiecznionego w filmie dnia: „Artyleria bardzo mocno ostrzeliwała, wydawało mi się, że specjalnie, gmach radia. Byłem troszeczkę wystraszony. Olgierd Straszyński, który ustawiał mikrofony w studiu, chciał postawić fortepian bliżej okna, ja go prosiłem, żeby dalej. Mówił: ‘to nie ma żadnego znaczenia panie Władysławie. Jak pan wierzy, to niech się pan pomodli, bo jak rąbnie szrapnel, to i tak nic po nas nie zostanie.’ I zagrałem Chopina, pół godziny.”[2]
Był to ostatni nadawany na żywo koncert na antenie radia w okupowanej Warszawie. Tego samego dnia, krótko po godzinie 15, hitlerowcy zbombardowali budynek elektrowni Powiśle, która dostarczała prąd do radiostacji. Rozgłośnia, której w ostatnich tygodniach głównym celem było dodawanie otuchy warszawiakom, zamilkła. Pięć dni później, 28 września 1939 roku, Warszawa skapitulowała.
Potęga muzyki
Filmowa scena z radiowego studia ma wymiar symboliczny: niszczycielskiej sile wojny przeciwstawiona zostaje potęga muzyki, która jest w stanie przetrwać wszystko. To właśnie muzyka pomogła Szpilmanowi przetrzymać wojenne piekło, a także – i to dosłownie – przyczyniła się do jego ocalenia. Po latach, na pytanie swojego syna Andrzeja, co trzymało go w gruzach Warszawy przy życiu, Władysław Szpilman nie miał wątpliwości, co odpowiedzieć: „Muzyka. Tylko muzyka i to pod każdym względem. Nie tylko jako ucieczka, jako miejsce, w którym można było się schować myślami.”[3]
Muzyka towarzyszyła Władysławowi Szpilmanowi od dzieciństwa. Urodził się 5 grudnia 1911 roku w Sosnowcu, w żydowskiej rodzinie, jako najstarsze z czworga dzieci Samuela i Estery, z domu Rappaport. Ojciec był skrzypkiem zespołu operowego, działającego przy katowickim Teatrze Polskim, a matka pianistką w Teatrze Miejskim w Sosnowcu. Dawała też lekcje gry na pianinie i to od niej pierwsze nauki pobierał Władysław. Jako nastolatek Szpilman rozpoczął edukację w Męskiej Szkole Handlowej, mieszczącej się tuż obok jego rodzinnego domu w Sosnowcu. Szkoły tej nigdy jednak nie ukończył. Wyjechał do Warszawy, by studiować w Wyższej Szkole Muzycznej im. Fryderyka Chopina grę na fortepianie w klasie Józefa Śmidowicza oraz teorię i kontrapunkt u Michała Biernackiego.[4]
[1] Władysław Szpilman, Pianista. Warszawskie wspomnienia 1939-1945, Wydawnictwo Znak, Kraków 2001, s. 23–24.
[2] Chopin wśród huku bombardowania. Ostatni dzień nadawania Polskiego Radia we wrześniu 1939, https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2372032,Chopin-wsrod-huku-bombardowania-Ostatni-dzien-nadawania-Polskiego-Radia-we-wrzesniu-1939, dostęp online 10.09.2020.
[3] Wywiad z Andrzejem Szpilmanem, O życiu wielkiego pianisty Władysława Szpilmana opowiada jego syn, część 1, W: Dziennik Zachodni 23.12.2016, https://plus.dziennikzachodni.pl/o-zyciu-wielkiego-pianisty-wladyslawa-szpilmana-opowiada-jego-syn-andrzej-szpilman-czesc-i/ar/11605446, dostęp online 16.09.2020.
[4] Culture.pl, Władysław Szpilman, https://culture.pl/pl/tworca/wladyslaw-szpilman, dostęp online 16.09.2020.
Berlińskie lata
Warszawscy wykładowcy wcześnie poznali się na talencie młodego pianisty. Podobnie jak profesorowie Akademii Sztuki w Berlinie (Berliner Akademie der Künste), dokąd Szpilman wyjechał jako dwudziestolatek na stypendium. Tu szkolił się z gry na fortepianie pod okiem profesorów Artura Schnabla i Leonida Kreutzera, a także z kompozycji u Franza Schrekera. Pobyt w tym mieście odegrał ważną rolę w późniejszym życiu zawodowym Władysława Szpilmana. Berlin początku lat 30-tych XX wieku był pulsującym energią miastem, w którym kultura zajmowała wyjątkowe miejsce. W klubach królował jazz, a na popularne wówczas rewie ściągały tłumy nie tylko berlińczyków. „Berlin utwierdził gościa z Polski w przekonaniu, że tłem muzyki rozrywkowej winno być miasto. Jego rytm, kroki przechodniów, klaksony samochodów i autobusów. A tematami piosenek nie jedynie zwiędłe kwiaty na grobach miłości, lecz sport, nowe domy, zmiany w miejskim krajobrazie.”[5] W Berlinie powstały pierwsze utwory symfoniczne Szpilmana i suita fortepianowa „Życie maszyn”.
Dojście do władzy narodowych socjalistów oraz nasilające się nastroje antysemickie sprawiły, że Władysław Szpilman postanowił w 1933 roku opuścić Berlin i powrócić do Warszawy. Tu kontynuował naukę u legendarnego pianisty Aleksandra Michałowskiego. Wkrótce potem nawiązał współpracę z wybitnym skrzypkiem Bronisławem Gimplem i stworzył z nim cieszący się dużą popularnością duet. Dwa lata później Szpilman zaczął komponować muzykę rozrywkową – zadebiutował piosenką „Jeśli kochasz się w dziewczynie” ze słowami Emanuela Schlechtera. W komedii muzycznej „Kot w worku” teatru Cyrulik Warszawski wykonywał ją Mieczysław Fogg.
W 1935 Władysław Szpilman otrzymał etat w Polskim Radiu. Praca ta była spełnieniem marzeń pianisty: „Moja fascynacja radiem zaczęła się w 1927 roku, kiedy jako biedny student kupiłem sobie bardzo słabe radio kryształkowe. Byłem niezmiernie szczęśliwy, kiedy udawało mi się coś usłyszeć w słuchawkach. Na Zielnej 25 – tam od 1929 roku znajdował się budynek Polskiego Radia – były dwa studia. W jednym był fortepian Steinwaya. To tam grałem. Przychodziłem codziennie do pracy, robiłem wszystko, głównie akompaniamenty.”[6] Jednocześnie Władysław Szpilman rozwijał swoją działalność rozrywkową. Koncertował w tym czasie z takimi sławami, jak wspomniany Bronisław Gimpel, a także Henryk Szeryng i Roman Totenberg. Pomyślnie układała się także jego kariera kompozytorska – spod jego pióra wyszło wiele przedwojennych przebojów, m.in. „Nie ma szczęścia bez miłości” czy „Straciłem twe serce”. Tworzył również muzykę filmową, w tym do melodramatu Marii Rodziewiczówny „Wrzos” (1938), a także do „Doktora Murka” (1939) Tadeusza Dołęgi-Mostowicza.
Początek kataklizmu
Błyskotliwą karierę przerwał wybuch wojny. Podpisane umowy, szkice kolejnych kompozycji, terminy tras koncertowych – w obliczu wojny wszystko to przestało mieć znaczenie. W radiu Władysław Szpilman pracował do pamiętnej audycji 23 września 1939, jak się później okazało – ostatniej nadawanej na żywo w okupowanej Warszawie. Kolejne dni, szczególnie 25–26 września, przyniosły eskalację niemieckiej przemocy. Szpilman spędził ten czas w mieszkaniu przyjaciół, do którego przeniósł się z rodzicami i rodzeństwem. 28 września o godzinie 13:15 w budynku fabryki Skody na Rakowcu gen. Tadeusz Kutrzeba i gen. Johannes Blaskowitz podpisali umowę o kapitulacji stolicy. Szpilman potrzebował jeszcze dwóch dni, zanim odważył się wyjść na ulice. Obraz miasta, jaki wyłaniał się z ruin, był iście apokaliptyczny: „Do domu wróciłem zdruzgotany: wydawało mi się, że Warszawa przestała istnieć. Nowy Świat zwęził się do rozmiaru wąskiej ścieżki, przebiegającej pomiędzy zwałami gruzów. Na każdym rogu trzeba było omijać barykady utworzone z przewróconych tramwajów i powyrywanych płyt chodnikowych. Na ulicach piętrzyły się zwłoki w stanie rozkładu. Niedożywiona w czasie oblężenia ludność rzucała się zachłannie na leżącą wszędzie końską padlinę. Ruiny wielu domów jeszcze się tliły” – wspomina Szpilman w swojej książce.[7]
Początkowo, w publikowanych na murach dwujęzycznych obwieszczeniach, Niemcy obiecywali ludności cywilnej Warszawy pracę i godne życie, Żydom zaś nietykalność majątku i zachowanie wszelkich praw. Szybko okazało się, że zapowiedzi te były jedynie mrzonką, cyniczną próbą zjednania sympatii warszawiaków. Sytuacja w mieście pogarszała się z dnia na dzień, a represje wobec społeczności żydowskiej, stanowiącej 1/3 ludności miasta, stawały się coraz ostrzejsze.[8] Najpierw zajęto Żydom konta bankowe i wprowadzono nakaz pracy. Następnie zostali oni zmuszeni do noszenia opasek z gwiazdą Dawida, oznakowano także prowadzone przez nich sklepy i zakłady. Z początkiem 1940 roku zamknięto synagogi, krótko potem teren zamieszkiwany przez Żydów ogrodzono drutem kolczastym z powodu rzekomej epidemii. W wydawanej przez Niemców w Warszawie gazecie w języku polskim ukazał się w tym czasie propagandowy artykuł na ten temat: „Żydzi są społecznymi szkodnikami, a także roznosicielami zarazy. Nie zamykano ich w getcie, nie powinno się nawet używać tego słowa. Niemcy byli przecież narodem wielkodusznym oraz pełnym kultury i nigdy nie zamknęliby nawet takich pasożytów, jakim byli Żydzi, w gettach (…) Wręcz przeciwnie, planuje się stworzenie specjalnej dzielnicy, w której będą żyli wyłącznie Żydzi, w której będą mogli czuć się swobodnie, oddawać swoim rytuałom i rozwijać własną kulturę”[9] – opisywał Władysław Szpilman w swoich warszawskich wspomnieniach.
[5] R.M. Groński, Pianista Warszawy, W: Polityka, Nr 49/2011, z 30.11.2011, s. 88.
[6] Audycja „Ludzie Polskiego Radia” - Rozmowa Anny Skulskiej z Władysławem Szpilmanem, https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2372032,Chopin-wsrod-huku-bombardowania-Ostatni-dzien-nadawania-Polskiego-Radia-we-wrzesniu-1939, dostęp online 16.09.2020.
[7] Władysław Szpilman, Pianista, s. 26.
[8] W październiku 1939 roku w Warszawie mieszkało blisko 360 tysięcy Żydów. Źródło: Ruta Sakowska: Ludzie z dzielnicy zamkniętej. Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, 1993, s. 29.
[9] Władysław Szpilman, Pianista, s. 44.
Życie w gettcie
„Specjalna dzielnica”, czyli Getto Warszawskie, powstała 2 października 1940 roku. Kamienica przy ulicy Śliskiej, w której mieszkała rodzina Szpilmanów, położona była w samym centrum Warszawy.[10] Ulica ta znalazała się w granicach południowej części getta. Początkowo Szpilmanowie pocieszali się faktem, że nie muszą szukać innego mieszkania. Do getta, z dnia na dzień, zmuszone były przenieść się dziesiątki tysięcy Żydów zamieszkujących dotąd inne dzielnice miasta. Brak wystarczającej liczby lokali mieszkalnych sprawiał, że wielu z nich wegetowało w piwnicach czy spelunkach, płacąc za nie horrendalne ceny. Łącznie, na terenie tzw. dzielnicy zamkniętej stłoczono ok. 450 tysięcy osób, co sprawiło, że było to największe getto w Europie. W połowie listopada 1940 roku. Niemcy odizolowali dzielnicę od reszty miasta, a Żydom zabronili jej opuszczania. Później powierzchnię getta jeszcze zmniejszono.
Dla Szpilmanów, podobnie jak dla innych zamkniętych w getcie Żydów, nadeszły trudne czasy. Rodzina Władysława jeszcze przed końcem 1940 roku sprzedała wszystko, co stanowiło jakąś wartość, łącznie z fortepianem. 30-letni muzyk postanowił więc zarabiać na utrzymanie graniem w kawiarniach na terenie getta. Swoją karierę wojennego pianisty rozpoczął w lokalu „Nowoczesna” przy ul. Nowolipki 10. Grywała tu orkiestra Artura Golda, przychodzili bogaci spekulanci, a przy suto zastawionych stołach czekały luksusowe prostytutki. Sprzed okien kawiarni odpędzano kręcących się tu żebraków. W lokalu tym Szpilman stracił dwa złudzenia: jedno – o powszechnie panującej solidarności, i drugie – o muzykalności Żydów. „W Nowoczesnej nikt nie poświęcał mojej muzyce uwagi. Im głośniej grałem, tym głośniej rozmawiano. Jeden gość poprosił mnie przez kelnera, bym na krótko przerwał grę, gdyż nie pozwalała mu sprawdzić czystości dźwięku odkupionych właśnie od kogoś złotych dwudziestodolarówek. Chciał uderzyć monetami o marmurową płytę, unieść je do ucha i wsłuchiwać się w ich dźwięk, dźwięk jedynej muzyki, która zdawała się go interesować”.[11]
Z luksusowego lokalu Szpilman dość szybko przeniósł się do kawiarni przy ul. Siennej 16. Przychodziła tu inteligencja żydowska spotkać się i posłuchać muzyki. W lokalu pianista poznał m.in. Janusza Korczaka, lekarza i pedagoga, twórcę sierocińców dla żydowskich dzieci w getcie. Kolejną stacją pianisty była kawiarnia „Sztuka” przy ul. Leszno 2. Był to lokal o wysokim poziomie artystycznym, w którym koncerty Szpilmana cieszyły się dużym uznaniem. Pianista zarabiał tu na tyle dobrze, że mógł utrzymać całą sześcioosobową rodzinę. Z tego okresu Władysław Szpilman wspominał także wieczorne powroty do domu, które stały się jego utrapieniem: Zimą 1941-42 roku, w getcie wybuchła epidemia tyfusu. Liczba zmarłych sięgała pięciu tysięcy miesięcznie, do tego dochodziła duża liczba zmarłych z głodu i innych chorób. Nie nadążano z ich chowaniem, dlatego pozbawione ubrań (szczególnie cennych w zimie), zawinięte w papier zwłoki leżały przez wiele dni na ulicach.
Wiosną i wczesnym latem 1942 roku sytuacja w getcie stawała się coraz bardziej napięta. Coraz częściej zdarzały się łapanki, a brutalność nazistów przybrała na sile. Wśród wycieńczonej katastrofalnymi warunkami życia społeczności żydowskiej narastał coraz większy niepokój i zwątpienie, że ich los kiedykolwiek zdoła się odmienić. Mimo przeszkód Szpilman starał się dalej pracować – grywał w kawiarniach, planował ze swoim kolegą pianistą Andrzejem Goldfederem koncert, który miał się odbyć 25 lipca 1942 roku. Wtedy nie wiedział jeszcze, że 19 lipca, da swój ostatni występ w getcie, a do planowanego koncertu nigdy nie dojdzie.
22 lipca 1942 roku rozpoczęła się wielka akcja wysiedleńcza. Getto zostało odcięte od wszelkich dostaw żywności. W dzielnicy panował wielki głód. W stronę Umschlagplatzu ciągnęły wozy wiozące ludzi, mających opuścić getto. Jak się później okaże – na zawsze. Wysiedleni, wbrew zapowiedziom Niemców, nie trafiali bowiem na roboty na Wschód, tylko do obozu zagłady w Treblince. Władysław Szpilman, korzystając ze swojej popularności, starał się zapewnić sobie i rodzinie zaświadczenia o zatrudnieniu. Dokumenty te miały pomóc w uniknięciu deportacji, szybko jednak przestały być brane pod uwagę przez Niemców, a także pomagających im Litwinów i Ukraińców. Ostatecznie, dzięki znajomościom Władysława, rodzinie udało się znaleźć zajęcie przy sortowaniu mebli i innych rzeczy pozostawionych przez wywiezionych Żydów. „Była to moja pierwsza praca u Niemców. Od rana do wieczora dźwigałem meble, lustra, dywany bieliznę osobistą i pościelową lub też ubrania – rzeczy, które jeszcze kilka dni temu do kogoś należały, nadawały indywidualne oblicze jakiemuś wnętrzu (…) Każda chwila zamyślenia czy nieuwagi pociągała za sobą bolesne uderzenia gumowej pałki lub kopnięcie podkutym butem żandarma, a mogła kosztować nawet życie, jak tych młodych ludzi, których rozstrzelano na miejscu za to, że upuścili i rozbili lustro salonowe”[12] – pisze Szpilman. Pewnego dnia, podczas pracy, pianista jest świadkiem wymarszu dzieci z prowadzonego przez Janusza Korczaka sierocińca, zgładzonego krótko potem razem ze swoimi podopiecznymi w obozie w Treblince.
[10] Dziś w miejscu kamienicy Szpilmanów znajduje się niewielki park przy Pałacu Kultury i Nauki – przyp. autorki.
[11] Władysław Szpilman, Pianista, s. 63.
[12] Władysław Szpilman, Pianista, s. 91.
Zagłada rodziny
16 sierpnia 1942 roku przyszła kolej na rodzinę Szpilmanów. Jako zdolnych do dalszej pracy Niemcy zakwalifikowali tylko młodsze rodzeństwo Władysława: Henryka i Halinę. On wraz z rodzicami i siostrą Reginą mieli stawić się na Umschlagplatzu. Wkrótce dobrowolnie dołączyli do nich Henryk i Halina, którzy do końca chcieli pozostać z rodziną. Tuż przed załadunkiem do wagonów pianistę rozpoznał jeden z członków żydowskiej służby porządkowej i wyciągnął go z tłumu. Oszołomiony Szpilman chciał wrócić do swojej rodziny, nie mógł jednak przebić się przez kordon policji. Ponad głowami funkcjonariuszy po raz ostatni patrzy na swoich bliskich.
Do końca września 1942 roku naziści wywieźli do Treblinki ponad 300 tysięcy Żydów, czyli ok. 75 procent ludności getta. Niemal wszyscy, od razu po przybyciu na miejsce, zostali poddani eksterminacji w komorach gazowych. Pozostali w getcie stale musieli udowadniać, że są zdolni do pracy. Początkowo Szpilman otrzymał dzięki znajomościom pracę przy rozbiórce muru tej części getta, która po wywiezieniu jej mieszkańców miała na powrót zostać przyłączona do „aryjskiej” części miasta. Dzięki temu zajęciu po raz pierwszy od dwóch lat mógł wyjść poza mury dzielnicy żydowskiej. Gdy praca przy rozbiórce muru dobiegła końca, Szpilman skierowany został do kolejnych, fizycznych zajęć, m.in. przy budowie pałacyku Hauptführera SS w Alejach Ujazdowskich, rozładowywaniu dostaw węgla, czy przygotowywaniu mieszkań dla oficerów SS. W tym czasie w getcie mnożą się pogłoski o możliwym wybuchu powstania. W tajemnicy odbywa się gromadzenie amunicji, przynoszonej z „aryjskiej” części Warszawy. Szpilman postanawia wydostać się z getta. Z pomocą przychodzi mu przyjaciel, aktor Andrzej Bogucki i jego żona, którzy postanawiają ukryć pianistę w niewielkim atelier malarskim przy ul. Noakowskiego 10. Dłuższy pobyt w jednym miejscu jest dla Żydów niebezpieczny, zbyt łatwo mogą oni stać się celem żądnych zysku szpicli lub szmalcowników. Szpilman zmienia w tym czasie kryjówki nawet co kilka dni. W ukryciu dowiaduje się o wybuchu powstania w getcie warszawskim. Rozpoczęło się ono w wigilię żydowskiego święta Pesach, w momencie gdy Heinrich Himmler zarządził ostateczną likwidację getta. Przebywało w nim wówczas już tylko 50-70 tysięcy Żydów z blisko pół miliona, które żyły tu w szczytowym okresie.[13] Przewaga liczebna i zbrojna Niemców przeciwko wycieńczonej ludności żydowskiej była ogromna, powstanie zostało stłumione i zakończyło się 16 maja 1943 roku likwidacją getta i zrównaniem z ziemią całej dzielnicy.
Życie w ukryciu
Szpilman przebywał w tym czasie w opuszczonej kawalerce dyrygenta Czesława Lewickiego przy ul. Puławskiej 83. Nie mógł wychodzić, nie miał zapasów jedzenia. Co jakiś czas pianistę zaopatrywał po kryjomu w skromne racje żywnościowe przedstawiciel organizacji podziemnej, który pewnego dnia przestał się jednak pojawiać. 12 sierpnia 1943 roku Szpilman został odkryty przez sąsiadów, którzy chcieli go wydać Niemcom. Pianiście udało się jednak uciec – zatrzymał się na krótko u znajomych i w popłochu szukał kolejnego schronienia: „Wszystkie moje starania o nową kryjówkę spełzały na niczym i zewsząd nadchodziły odpowiedzi odmowne; nikt nie chciał ukrywać Żyda, gdyż groziła za to jedna tylko kara – kara śmierci.”[14] Ostatecznie, ponownie dzięki pomocy znajomych, Władysław Szpilman przeniósł się do bloku przy alei Niepodległości. Tu, 1 sierpnia 1944 roku, zastał go wybuch Powstania Warszawskiego. Kilkanaście dni później kamienica, w której się ukrywał, została otoczona przez Niemców i podpalona. Pianistę uratował fakt, że odmiennie niż reszta mieszkańców domu, nie zszedł do piwnicy tylko pozostał na jednym z górnych pięter, które nie zajęło się ogniem. Powstanie upadło 2 października, zginęło w nim według różnych szacunków od 150 tysięcy do 200 tysięcy osób. Przez następne tygodnie Szpilman błąkał się po opuszczonej okolicy, obserwował z ukrycia wyprowadzanie z miasta pozostałej ludności cywilnej. Miasto opustoszało, a jego zabudowa była sukcesywnie przez Niemców wyburzana.
[13] Dzieje.pl, 77 lat temu wybuchło Powstanie w getcie warszawskim, https://dzieje.pl/aktualnosci/77-lat-temu-wybuchlo-powstanie-w-getcie-warszawskim, dostęp online: 17.09.2020.
[14] Władysław Szpilman, Pianista, s. 139.
Niezwykłe ocalenie
W połowie listopada 1944 roku doszło do spotkania, które nie tylko uratowało Szpilmanowi życie, ale także – dzięki jego książkowym wspomnieniom, a przede wszystkim nakręconemu przez Romana Polańskiego filmowi – przeszło do historii. Gdy Szpilman przeszukiwał jedno z mieszkań w poszukiwaniu jedzenia, został nakryty przez niemieckiego oficera Wehrmachtu. Ten jednak postanowił nie zabijać go. Na wieść, że wychudzony człowiek jest pianistą, nakazał mu zagrać na stojącym w mieszkaniu fortepianie. „Zacząłem grać Nokturn cis-moll Chopina. Szklisty, brzękliwy dźwięk, wydobywający się z rozstrojonego instrumentu, odbijał się o puste ściany mieszkania i klatki schodowej, brzmiąc przyciszonym, smętnym echem w ruinach domków po drugiej stronie ulicy. Gdy skończyłem, cisza panująca w mieście stała się jeszcze bardziej głucha i upiorna.”[15]
Przez kolejne tygodnie niemiecki oficer przynosił jedzenie Szpilmanowi ukrywającemu się w kryjówce na strychu. Zawijał je w aktualne gazety, z których pianista dowiadywał się o coraz trudniejszym położeniu Niemców i nacierającej od wschodu Armii Czerwonej. Po raz ostatni mężczyźni widzieli się 12 grudnia, gdy Rosjanie byli już niedaleko Warszawy. Niemiecki oficer opuścił stolicę ze swoim oddziałem. Szpilman pozostał na strychu do dnia wyzwolenia Warszawy, 17 stycznia 1945 roku. Koniec wojny i wyjście na wolność oznaczały w tych warunkach nie tyle kolejny rozdział w życiu, co początek zupełnie nowego życia: „Od jutra będę musiał zacząć nowe życie. Jak zaczynać życie, gdy ma się za sobą tylko śmierć? Jak czerpać siłę do życia ze śmierci...?”[16] – pyta Władysław Szpilman podążając ulicami zrujnowanego miasta.
Pianista przez wiele lat nie wiedział, kim był niemiecki oficer, który darował mu życie i pomógł przetrwać ostatnie tygodnie okupacji Warszawy. W pierwszym wydaniu warszawskich wspomnień z czasu wojny, wydanych w 1946 roku pod tytułem „Śmierć miasta” jest to postać anonimowa.[17] W dodatku nie jest to Niemiec, a Austriak. Pochodzenie oficera zostało zmienione przez socjalistyczną cenzurę, według której mówienie o „dobrym Niemcu” przekraczało granicę społecznej akceptacji. Nazwisko swojego wybawiciela – Wilhelma (Wilma) Hosenfelda – Władysław Szpilman poznał dopiero w 1950 roku. W tym czasie niemiecki oficer przebywał już od pięciu lat w radzieckiej niewoli. Dostał się do niej 17 stycznia 1945 roku w Błoniach niedaleko Warszawy. Torturowany, został skazany na karę śmierci, którą później zamieniono na 25 lat obozu pracy. Wilmowi Hosenfeldowi udało się potajemnie przekazać listę kilku osób, którym pomógł podczas wojny. Jeden z nich, a w 1950 roku także Władysław Szpilman, bezskutecznie próbowali wydostać Hosenfelda z niewoli. Ciężkie warunki pracy spowodowały wylew i paraliż ciała. 13 sierpnia 1952 roku Wilm Hosenfeld zmarł w wieku 57 lat.
Wojenna metamorfoza
W filmie Romana Polańskiego „Pianista” postać Wilma Hosenfelda pojawia się jedynie epizodycznie. Tymczasem jego przemiana, dokonana pod wpływem wojennych przeżyć, jest niezwykła. Jeszcze w 1940 roku Hosenfeld pisał w liście do swojej żony o „geniuszu Hitlera”.[18] Okrucieństwa nazistów, których był w Polsce świadkiem, sprawiły jednak, że stał się ostrym krytykiem zbrodniczej polityki narodowych socjalistów. „W taki sposób chcemy wygrać tę wojnę, bestie! Tym masowym mordem na Żydach przegraliśmy ostatecznie wojnę. Okryliśmy się niezmywalną hańbą i pozostaniemy na zawsze przeklęci. Nie zasługujemy na łaskę. Wszyscy jesteśmy współwinni. Wstydzę się wychodzić do miasta. Każdy Polak ma prawo plunąć nam w twarz. Codziennie ktoś strzela do niemieckich żołnierzy. Będzie jeszcze gorzej i nie mamy prawa się skarżyć, gdyż na nic innego nie zasłużyliśmy. Codziennie czuję się tu coraz bardziej nieswojo” – pisał Wilm Hosenfeld 16 czerwca 1943 roku w swoim pamiętniku.[19]
Wykorzystując swoją pozycję niemiecki oficer postanowił pomagać Polakom i Żydom. Udało mu się uratować przynajmniej dwanaście osób. W 2007 roku ówczesny prezydent Rzeczpospolitej Polskiej, Lech Kaczyński, odznaczył pośmiertnie Wilma Hosenfelda Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Na wniosek Władysława Szpilmana i jego syna Andrzeja niemiecki oficer otrzymał także w 2008 roku posthum tytuł „Sprawiedliwego wśród narodów świata”, przyznawany przez izraelski Instytut Pamięci Yad Vashem ludziom, którzy – narażając nierzadko własne życie – ratowali podczas II wojny światowej Żydów przed śmiercią.
[15] Tamże, s. 168.
[16] Tamże, s. 176.
[17] „Śmierć miasta” Władysława Szpilmana ukazała się tylko raz, w 1946 roku. Książkę poddano ostrej cenzurze. Przez lata różne wydawnictwa starały się wydać ją w pierwotnej wersji – bezskutecznie. Nieocenzurowane jej wydanie ukazało się po polsku po raz pierwszy dopiero w roku 2001 i nosi tytuł „Pianista. Warszawskie wspomnienia 1939-1945”, z której pochodzą cytowane w tekście fragmenty – przyp. autorki.
[18] Stephanie Maeck, Der Nazi, der Juden und Polen rettete. W: Spiegel Geschichte, 23.11.2015, https://www.spiegel.de/geschichte/der-pianist-die-wahre-geschichte-hinter-dem-film-a-1058479.html, dostęp online: 20.09.2020.
[19] Fragmenty pamiętnika kapitana Wilma Hosenfelda dołączone zostały do książki „Pianista” W. Szpilmana, wydanej w Polsce w 2001 roku, s. 192.
Lata powojenne
Krótko po wyzwoleniu Warszawy Władysław Szpilman wrócił do pracy w Polskim Radiu, gdzie był m.in. kierownikiem Działu Muzyki Lekkiej. W pierwszej audycji nadawanej na żywo zagrał Nokturn cis-moll – ten sam utwór Fryderyka Chopina, który wykonywał 23 września 1939 roku, w czasie swojej ostatniej audycji, zanim radiostacja zamilkła na blisko sześć lat. W 1948 roku poznał na urlopie w Krynicy swoją żonę, Halinę, z domu Grzecznarowską, wówczas studentkę medycyny, później lekarkę i działaczkę społeczną. Przez 50 lat tworzyli zgodną parę (Halina Szpilman zmarła w wieku 92 lat w lipcu 2020 roku – przyp. autorki). O przeszłości wojennej męża nie rozmawiali. W jednym z wywiadów Halina Szpilman przyznała, że o wszystkim wiedziała z książki Władysława Szpilmana, którą przeczytała, zanim jeszcze poznała swojego męża – nie było więc powodu wracać do tamtych wspomnień.
Pianista z pasją zajął się komponowaniem – łącznie stworzył ponad 500 piosenek, pisał także muzykę filmową (m.in. do filmu „Zadzwońcie do mojej żony” 1957), słuchowiska dla dzieci, utwory symfoniczne. Fascynowała go muzyka rozrywkowa – był pomysłodawcą zorganizowania w 1961 roku pierwszej edycji Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. „Wracając z włoskiego festiwalu w Pesaro Władek myślał o tym, że muzyka, która powstaje w Polsce, nie jest propagowana na świecie. W związku z tym należy zająć się jej popularyzacją i stworzyć taki festiwal muzyczny, na który byliby zapraszani goście z zagranicy. Ta idea stała się ciałem i w Sopocie powstał festiwal odbywający się corocznie w sierpniu i przyciągający dużą publiczność.”[20] – wspomina Halina Szpilman.
Piosenki z muzyką Szpilmana wykonywali znani artyści, m.in. Mieczysław Fogg, Sława Przybylska, Helena Majdaniec, a także Violetta Villas, którą Szpilman odkrył i pomógł wypromować. W 1963 roku artysta odszedł z radia i poświęcił się działalności koncertowej. Stworzył z Bronisławem Gimplem, Tadeuszem Wrońskim, Stefanem Kamasą i Aleksandrem Ciechańskim „Kwintet Warszawski”, z którym grał do 1986 roku, dając w tym czasie ponad dwa tysiące koncertów na całym świecie. Mimo niezwykłej popularności i lukratywnych ofert pozostania na stałe na Zachodzie lub w Ameryce Władysław Szpilman nigdy nie rozważał emigracji. Szczególną miłością darzył Warszawę. Pytany niegdyś przez znakomitego skrzypka Krzysztofa Jakowicza, dlaczego nie zdecyduje się na wyjazd z kraju i nie spróbuje swoich sił np. w Hollywood, odpowiedział: „Nie mógłbym. Warszawa to mój świat, moje życie. Jeśli nie przejdę się po Krakowskim Przedmieściu, jak się nie spotkam z moimi przyjaciółmi w Kawiarni Europejskiej, to nie ma dla mnie życia.”[21]
[20] Halina Szpilman W: „Żona pianisty. Halina Szpilman w rozmowie z Filipem Mazurczakiem”, Kraków 2020, s. 103-104, cytat za katalogiem aukcyjnym J. Materna, M. Nitner „Władysław Szpilman. Gabinet wirtuoza”, wydanym przez dom aukcyjny Desa Unicum z okazji aukcji przedmiotów pianisty, która odbyła się 22 września 2020 roku w Warszawie, s. 66.
[21] Krzysztof Jakowicz, katalog aukcyjny „Władysław Szpilman. Gabinet wirtuoza”, s. 37.
Ocalić od zapomnienia
Z biegiem lat historia wojennej tułaczki Władysława Szpilmana została niemal zapomniana. Dopiero wydanie przez Andrzeja Szpilmana, syna pianisty, w 1998 roku pełnej wersji wspomnień artysty w Niemczech, a potem m.in. w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Holandii, Japonii i Stanach Zjednoczonych sprawiło, że świat usłyszał o żydowskim pianiście. W 2001 roku książka ta po raz pierwszy ukazała się w Polsce, zajmując przez wiele miesięcy czołowe miejsca na listach bestsellerów. Dotąd przetłumaczono ją na 42 języki.
Anglojęzyczna wersja książki trafiła w ręce Romana Polańskiego, który już po kilku stronach lektury wiedział, o czym będzie jego nowy film. I to właśnie ekranowa wersja biografii Władysława Szpilmana przyczyniła się najbardziej do spopularyzowania niezwykłych losów artysty. Pianistę i reżysera łączy wiele – Roman Polański podobnie jak Władysław Szpilman ocalał z Holocaustu. Obaj stracili w Zagładzie dużą część rodziny. Obu dobrze też znane były realia życia w żydowskim getcie – Polański przebywał w nim na krakowskim Podgórzu, z którego udało mu się uciec, a Szpilman w Getcie Warszawskim. Dla reżysera ekranizacja historii żydowskiego pianisty stała się sposobem na wyrażenie swoich wojennych przeżyć – Polański mówił o tym wielokrotnie w wywiadach, wspominając jednocześnie, że opowiedzenie w filmie jego własnej historii byłoby dla niego zbyt trudne i bolesne. „W filmie wykorzystałem wiele własnych doświadczeń – moja matka zginęła podczas wojny, a ojciec ledwo co przeżył obóz koncentracyjny. Szukając ojca, trafiłem do miejsca, gdzie były tysiące ludzi, część z nich leżała tam ponad dobę, niektórzy umierali, inni płakali, jeszcze inni modlili się. Rodzina jest w naturalny sposób najbliższa sercu. Gdy ktoś się dowie, że jego rodzina nie żyje, po co ma żyć? Żyje dla swojej pasji, dlatego uważam, że Władysław Szpilman przetrwał wojnę dzięki muzyce”[22] – przyznał Roman Polański, opowiadając o kulisach powstawania filmu.
Premiera „Pianisty” odbyła się w Warszawie 24 października 2002 roku. Władysław Szpilman nie dożył pokazu, zmarł dwa lata wcześniej, 6 lipca 2000 roku, w wieku 88 lat. Jego syn Andrzej przyznał, że oglądanie przez ojca jego własnej historii na ekranie, a zwłaszcza sceny rozłąki z rodziną, byłoby dla niego wydarzeniem traumatycznym.
Film został obsypany nagrodami, otrzymał m.in. Złotą Palmę dla najlepszego filmu Festiwalu w Cannes, siedem Cezarów – Nagród Francuskiej Akademii Sztuki Filmowej, a także trzy Oscary: dla najlepszego reżysera, najlepszego aktora pierwszoplanowego (Adrien Brody w roli Władysława Szpilmana) oraz za najlepszy scenariusz adaptowany. Choć „Pianista” jest koprodukcją francusko-polsko-niemiecko-brytyjską i nakręcono go w języku angielskim, a wszystkie najważniejsze role zagrali zagraniczni aktorzy, Roman Polański zwykł określać ten film jako polski. Przez krytyków uznany on został zaś za dzieło życia reżysera. W 2016 roku „Pianista” znalazł się na liście stu najlepszych filmów XXI wieku wybranych przez brytyjską stację BBC.[23] Na Broadwayu powstał też musical inspirowany życiorysem Władysława Szpilmana. Jego premiera miała odbyć się w lipcu 2020 roku, w dwudziestą rocznicę śmierci artysty, została jednak przesunięta ze względu na pandemię koronawirusa.
Monika Stefanek, październik 2020 r.
[22] Roman Polański W: Making Off The Pianist, Focus Features, 2002, cytat za katalogiem aukcyjnym „Władysław Szpilman. Gabinet wirtuoza”, s. 60.
[23] https://www.bbc.com/culture/article/20160819-the-21st-centurys-100-greatest-films, dostęp online 20.09.2020.