Menu toggle
Navigation

Helena Bohle-Szacki. Moda – sztuka – pamięć

Helena Bohle-Szack w latach 60.

Mediathek Sorted

Mediateka
  • Il. 1: Mieszkanie Heleny Bohle-Szackiej w Berlinie - Mieszkanie Heleny Bohle-Szackiej w Berlinie
  • Il. 2: Indeks Heleny Bole - Indeks Heleny Bole, Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Łodzi
  • Il. 3: Helena Bole w czasie studiów, lata 50. - Helena Bole w czasie studiów, lata 50.
  • Il. 4: Projekt dla Domu Mody Telimena - Projekt dla Domu Mody Telimena, rysunek Helena Bohle-Szacki, lata 60.
  • Il. 5: Kolekcja letnia Domu Mody Leda, 1966 r. - Sommerkollektion, Modehaus Leda, 1966
  • Il. 6: Helena Bohle-Szacki (2 od l.) i jej modelki - Helena Bohle-Szacki (2 od l.) i jej modelki, Dom Mody Leda, lata 60.
  • Il. 7: Plakat do wieczoru w sali Topographie des Terrors - Plakat do wieczoru w sali Topographie des Terrors 27.2.2018, projekt: Daniel Bornmann, Lette-Verein Berlin.
  • Il. 8: Helena Bohle-Szacki, Droga, 1973 r. - Helena Bohle-Szacki, Droga, tusz na papierze, 1973 r.
  • Il. 9: Helena Bohle-Szacki, Bez tytułu, 1976 r. - Helena Bohle-Szacki, Bez tytułu, tusz i papier na kartonie, 1976 r.
  • Il. 10: Helena Bohle-Szacki, Kompozycja 1, 1976 r. - Helena Bohle-Szacki, Kompozycja 1, tusz i papier na kartonie, 1976 r.
  • Il. 11: Helena Bohle-Szacki, Kompozycja 2, 1976 r. - Il. 11: Helena Bohle-Szacki, Kompozycja 2, tusz i papier na kartonie, 1976 r.
  • Il. 12: Helena Bohle-Szacki, Kompozycja, 1984 r. - Helena Bohle-Szacki, Kompozycja, tusz i bibułka na kartonie, 1984 r.
  • Il. 13: Helena Bohle-Szacki, Pustkowie, 1989 r. - Helena Bohle-Szacki, Pustkowie, tusz na kartonie, 1989 r.
  • Il. 14: Helena Bohle-Szacki, Ciemne drzewo, 1987 r. - Helena Bohle-Szacki, Ciemne drzewo, tusz na kartonie, 1987 r.
  • Il. 15: Helena Bohle-Szacki, Dalej na wschód II, 1990 r. - Helena Bohle-Szacki, Dalej na wschód II, tusz na kartonie, 1990 r.
  • Il. 16: Helena Bohle-Szacki, Zagrożenie II, b.r. - Helena Bohle-Szacki, Zagrożenie II, tusz na kartonie, b.r.
  • Il. 17: Helena Bohle-Szacki, Otwarcie, 1989 r. - Helena Bohle-Szacki, Otwarcie, tusz na kartonie, 1989 r.
  • Il. 18: Helena Bohle-Szacki, Uwięzione, 1998 r. - Helena Bohle-Szacki, Uwięzione, tusz na kartonie, 1998 r.
  • Il. 19: Helena Bohle-Szacki, Odejście, 1990 r. - Helena Bohle-Szacki, Odejście, tusz na kartonie, 1990 r.
  • Il. 20: Helena Bohle-Szacki, Początek końca, 1992 r. - Helena Bohle-Szacki, Początek końca, tusz na kartonie, 1992 r.
  • Il. 21: Helena Bohle-Szacki, Wciąż dalej, 1995 r. - Helena Bohle-Szacki, Wciąż dalej, tusz na kartonie, 1995 r.
  • Il. 22: Helena Bohle-Szacki, Północny wiatr, 1994 r. - Helena Bohle-Szacki, Północny wiatr, tusz na kartonie, 1994 r.
  • Il. 23: Helena Bohle-Szacki, Całun, 1989 r. - Helena Bohle-Szacki, Całun, tusz na kartonie, 1989 r.
  • Il. 24: Helena Bohle-Szacki, Wyjście II, 1999 r. - Helena Bohle-Szacki, Wyjście II, tusz na kartonie, 1999 r.
  • Il. 25: Rysunek Heleny Bohle-Szacki, 1944 r. - Rysunek Heleny Bohle-Szacki, powstały w 1944 w podobozie Helmbrechts, ołówek na papierze, fotografia
  • Il. 26: Helena Bohle-Szacki, bez tytułu, lata 50. - Helena Bohle-Szacki, bez tytułu, projekt ilustracji do opowiadań T. Borowskiego, litografia, lata 50.
  • Il. 27: Helena Bohle-Szacki, bez tytułu, lata 50. - Helena Bohle-Szacki, bez tytułu, projekt ilustracji do opowiadań T. Borowskiego, litografia, lata 50.
  • Interview mit Helena Bohle-Szacki, 2005 - Helena Bohle-Szacki. Ausschnitte aus einem vierstündigen Video-Interview von 2005, Archiv „Zwangsarbeit 1939-1945. Erinnerungen und Geschichte“ / © Freie Universität Berlin 2012

    Interview mit Helena Bohle-Szacki, 2005

    Helena Bohle-Szacki. Ausschnitte aus einem vierstündigen Video-Interview von 2005, Archiv „Zwangsarbeit 1939-1945. Erinnerungen und Geschichte“ / © Freie Universität Berlin 2012
Helena Bohle-Szack w latach 60.
Helena Bohle-Szack w latach 60.

Moda
 

„Kto by pomyślał! Państwowy Dom Mody ‚Leda‘ z Warszawy prezentuje najnowsze kreacje w Berlinie. I to jeszcze w Europa-Center. Jeszcze kilka lat temu taki pokaz mody uznany by został za wybujałą fantazję, za urojenia przyjaznych dla Wschodu handlarzy odzieżą. [...] Helena Szacka z Polski zaprezentowała w Berlinie swą pierwszą zachodnią kolekcję”[1] – donosił w grudniu 1965 roku tygodnik DIE ZEIT. „Dyskretna elegancja z Polski” – głosił nagłówek w Spandauer Volksblatt[2]. W innych, zdecydowanie pozytywnych artykułach podnoszono „nieco paryski wdzięk”, a z pewną satysfakcją odnotowano czytelny wpływ futurystycznego stylu Courrègesa[3], który to we wczesnych latach 60. nadawał ton modzie Zachodu. Jednak granice między Wschodem i Zachodem nigdy nie były hermetyczne, toteż tendencje i kierunki w modzie zachodniej docierały również do Polski, były podchwytywane i wykorzystywane.

Pierwszy pokaz mody z Warszawy w Berlinie Zachodnim był, rzecz jasna, wydarzeniem politycznym. Jak gdyby na chwilę uniosła się nieco żelazna kurtyna dzieląca – mogło się wówczas zdawać – ostatecznie i po wsze czasy ówczesny świat polityczny. 37-letnia Helena Bohle-Szacki zajmowała renomowaną pozycję w reglamentowanej przez państwo branży mody. O własnej drodze artystycznej jeszcze nie myślała, podobnie nie przychodziło jej do głowy, że kiedyś na zawsze opuści Polskę. Po wielu latach nie będzie oceniać swej modowej działalności zbyt wysoko: „Moda nigdy nie wystarczała mi jako forma ekspresji. W modzie nie byłam artystką, byłam – może nawet dobrą – projektantką przemysłu odzieżowego”[4].

Bezpodstawna skromność? Projektowane przez nią suknie zdobywały w latach 60. wyróżnienia (złoty medal w Monachium, srebrny na Targach Poznańskich), chwalono je i wreszcie – chętnie noszono (o ile zostały dopuszczone do produkcji). W ówczesnej Polsce branża mody funkcjonowała, rzecz jasna, zupełnie inaczej niż na wolnym Zachodzie. Nie istniały prywatne domy mody, przedsiębiorstwa odzieżowe walczyły z niedostatkami krajowego przemysłu i biurokratycznie dekretowaną estetyką, brakowało tkanin i w ogóle wszystkiego, co w modzie niezbędne. Z drugiej strony wszystko – lub prawie wszystko – co zostało wyprodukowane, znajdowało wdzięcznych odbiorców. Rynek miał nieograniczoną chłonność, zaś dostawy były bardziej niż skromne. Ponadto moda stawała się nierzadko wyrazem sprzeciwu przeciw szarej rzeczywistości komunistycznego kraju.

Helena Bohle-Szacki rozpoczęła karierę w modzie jako rysowniczka, co – jak sama mówiła – było zajęciem z konieczności. Po studiach na wydziale grafiki Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (dzisiaj: Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi im. Władysława Strzemińskiego) w Łodzi (il. 2, 3) nie było łatwo o pracę. Branża reklamy z wiadomych powodów dopiero raczkowała, wzornictwo przemysłowe niemal się nie rozwijało, a i wydawnictwa miały bardzo ograniczone zapotrzebowanie na grafików. I tak Helena Bohle-Szacki zaczęła uprawiać grafikę żurnalową w kilku periodykach o dość siermiężnej szacie graficznej. Potem wdała się w dziennikarstwo modowe, nauczała jako asystent w macierzystej uczelni i wreszcie zaczęła projektować ubiory. Pracowała najpierw w Centralnym Laboratorium Przemysłu Odzieżowego, potem zaś zajmowała kluczowe stanowiska kolejno w trzech państwowych domach mody, najsłynniejszych w latach 60.; były to Moda Polska, Telimena i wreszcie Leda.

 

[1] „Die Zeit“ z 3.12.1965

[2] „Spandauer Volksblatt“ z 28.11.1965.

[3] „Rheinische Post“ z 2.12.1965.

[4] Rozmowa 1 z autorką, Berlin 1993.

Jako dawna studentka słynnego propagatora konstruktywizmu Władysława Strzemińskiego, którego podziwiała i ceniła, Helena Bohle-Szacki bez wątpienia dała się zainspirować jego sztuką. „Podobnie jak Strzemiński dostrzegała ścisły związek między produkcją przemysłową i sztuką, przenosiła malarskie idee na tkaniny. Wierzyła, że moda jest formą sztuki, która służy codziennemu życiu i powstaje w splocie ze wszystkimi jej dziedzinami”[5], pisze dzisiaj dziennikarz modowy Marcin Różyc i przytacza rozważania swej protagonistki: „...przy projektowaniu jedną z najistotniejszych spraw jest nawiązywanie do zagadnień czysto plastycznych i czerpanie z nich, jak np. kontrastowanie form, różnicowanie faktur, zestawy kolorystyczne, itd.”[6]. Nic dziwnego więc, że niekiedy wzór tkanin w jej projektach wygląda jak zaczerpnięty z unistycznego obrazu Strzemińskiego (il. 4). Nieco później z wprowadziła do mody elementy niepowtarzalnego neoplastycyzmu (to też upodobanie Strzemińskiego), co ilustruje letnia kolekcja „Ledy” z 1966 roku. (il. 5, 6) Mimo to Helena Bohle-Szacki za życia nigdy nie zdobyła należnego jej uznania w dziedzinie mody. Dopiero w 2017 roku jej osiągnięcia na nowo odkrył cytowany już dziennikarz i historyk sztuki Marcin Różyc, który analizuje jej działalność i z przekonaniem propaguje znaczenie tej zapomnianej tymczasem kreatorki mody.

Po wyjeździe z Polski w 1968 roku okazało się, że wielki sukces pokazu mody w Berlinie Zachodnim miał głównie znaczenie polityczne. Zaopatrzona w niemiecki paszport (spuścizna po ojcu) Helena Bohle-Szacki zaczęła szukać pracy. Nie mogła wówczas nie zauważyć, iż przestała już być traktowana jako wielka dama mody z komunistycznej Polski i stała się jedynie budzącą współczucie emigrantką ze Wschodu, która wybrała zachodnią wolność – jak opowiadała po latach zaprzyjaźnionej dziennikarce Annie Hadrysiewicz[7]. Chciała się integrować, wykorzystując przy tym swoją wiedzę i umiejętności. Wysłała więc setki podań o pracę, co w końcu zaowocowało etatem w firmie „Kittke und Sohn”, reklamującej się jako „specjalista od spódnic”. Krótko potem przyszło rozczarowanie.

O zawodowych początkach w Berlinie Zachodnim mówiła: „Praca sama w sobie była koszmarnie nudna. Produkowaliśmy spódniczki. Otrzymałam na przykład jeden krój i musiałam wykonać około pięćdziesięciu wariantów. A to inna kieszonka, inny guzik, zapięcie...”[8] Nieuchronnie pojawić się musiały porównania: „W tej firmie pierwszy raz zobaczyłam różnice ekonomiczne dwóch systemów. Tutaj chodziło o zysk przy jak najmniejszym wkładzie finansowym. W Polsce, w komunistycznym systemie, moda była zajęciem humorystycznym, pracą poza rozsądkiem. Tutaj – produkcja co najmniej dwudziestu szkiców dziennie, w Polsce – kilkanaście szkiców miesięcznie”[9]. Nie chodziło przy tym bynajmniej o kreatywność, a raczej o „zręczność i dobry smak” – jak dokumentuje świadectwo pracy wystawione przez „specjalistę od spódnic”.

Czy rozczarowanie to wzmocniło pragnienie, by realizować się na obszarze czystej sztuki? Pracę na taśmie przy spódniczkach wytrzymała niespełna pół roku. Potem przyszły wykłady na temat mody i estetyki wnętrz, aż wreszcie znalazła etatową pracę pedagogiczną w półwyższej szkole zawodowej przy berlińskim Lette-Verein[10], gdzie nauczała grafiki i komunikacji wizualnej. Zapewniało to materialne zabezpieczenie i dawało więcej czasu, dzięki czemu coraz wyraźniej dochodziło w niej do głosu pragnienie własnej ekspresji artystycznej.

 

[5] Marcin Różyc, Teoria mody, w: Helena Bohle-Szacka. Lilka. Mosty / Die Brücken. Red. M. Różyc, Białystok 2017, s. 65–73.

[6] Ibidem.

[7] Anna Hadrysiewicz, Rozdział berliński, w: Helena Bohle-Szacka. Lilka. Mosty / Die Brücken. Red. M. Różyc, Białystok 2017, s. 219-236.

[8] Ibidem.

[9] Ibidem.

[10] Na imprezę z okazji 90. rocznicy jej urodzin, zorganizowaną w berlińskiej Topographie des Terrors, grupa studentów szkoły przy Lette-Verein przygotowała kilka projektów plakatów; zob. il. 7.

Sztuka
 

Był początek lat 70., kiedy Helena Bohle-Szacki zaczęła na serio zajmować się sztuką. Do końca życia stworzyła ponad 300 rysunków na papierze i kartonie. Całe jej dzieło obejmuje kilka zasadniczych, różniących się od siebie obszarów tematycznych – od obrazów inspirowanych formacjami geologicznymi i formami organicznymi, poprzez wizerunki drzew i wycinków krajobrazu po abstrakcje geometryczne (il. 8-24). Jednak jej rozwój artystyczny nie przebiegał linearnie, artystka stale sięgała do różnych środków, mieszała je, akcentowała elementy narracyjne bądź odwrotnie, pracowała nad zadaniami abstrakcyjnymi. „Usiłuję na przykład poprzez zupełnie niepoprawną, wariacką perspektywę osiągnąć szczególną dynamikę i głębię. Jednak w tym formalnym problemie mieści się też chęć pokazania mojego świata. W tym, co robię, jest ogromny szacunek do kosmosu, a zarazem ledwie przeczuwana mistyka i rozpoznanie nieważności naszej małej egzystencji” – mówiła[11].

Krytycy sztuki, poeci i publicyści wypowiadający się na temat twórczości Heleny Bohle-Szackiej szukali różnych ujęć, sięgali do metafor i formułowali własne, nie zawsze pokrywające się interpretacje.

Katarzyna Siwerska, historyczka sztuki i współkuratorka wystawy „Helena Bohle-Szacka. Mosty / Die Brücken“, prezentowanej od połowy czerwca do końca sierpnia 2017 roku w białostockiej Galerii im. Sleńdzińskich, pisze o pierwszych berlińskich pracach artystki: „Cechą, która wyróżnia jej abstrakcje z lat 70. i początku lat 80., jest kompozycja otwarta. Niektóre elementy jej prac wyglądają, jakby miały za chwilę spłynąć z kartki. Helena Bohle-Szacka rysuje kokony i zgrubienia, biomorficzne plamy, których płynne linie nawiązują do form znanych z natury. Zdeformowane kształty są jak narośla, nowotwory, kołtuny, zwyrodnienia. Artystka zaciera granicę między tym, co ludzkie, a tym, co roślinne”[12]. Tymczasem pisarz i dziennikarz Andrzej Więckowski, autor tekstu do katalogu berlińskiej wystawy Bohle-Szackiej w roku 1994, zauważa: „Artystka już w swoich pierwszych pracach interesowała się wewnętrzną dynamiką form, przyłapując jakby ewolucję na przejściu form geologicznych w biologiczne”[13]

W trakcie tej pierwszej fazy artystka tworzyła obrazy technikami mieszanymi – rysowała piórkiem, wykonywała kolaże z wykorzystaniem białej bibułki lub folii aluminiowej, biało-czarne rysunki opatrywała czerwonymi plamami lub paskami. W okresie późniejszym abstrakcje biologiczne ustąpiły motywom figuratywnym, a na płaszczyźnie obrazu zaczęły pojawiać się pnie drzew, oderwane konary, skały, kamienie. Zarazem artystka coraz częściej sięgała do języka geometrii, który towarzyszył elementom pozornie realistycznym. I wreszcie równolegle tworzyła czysto abstrakcyjne kompozycje geometryczne. 

Spora grupa obrazów obejmuje prace z precyzyjnie kreślonym motywem drzewa, oczywiście wzbogaconym o akcenty geometryczne. „Drzewa Heleny Bohle-Szackiej przedstawione są pojedynczo, czasem na tle surowego, skalistego krajobrazu. Niektóre z nich zamknięte są w prostokątnej ramie. Umieszczenie drzewa na środku kartki potęguje jego wyizolowanie, wzmacnia poczucie pustki. Zamknięcie drzew w figurach geometrycznych pozbawia je oddechu, więzi”[14], pisze Katarzyna Siwerska, która w osamotnieniu nierzadko okaleczonych drzew widzi dalekie echo biografii artystki.

Inaczej relację między elementami abstrakcji i przedmiotowości w tej sztuce opisuje Andrzej Więckowski: „Drzewa, kamienie, pejzaże górskie nie opowiadają w tych grafikach swej realistycznie pojętej urody, ale na równi z trójkątami, kołami, kwadratami i geometrycznymi bryłami biorą udział w genezis form. Nie są realne, tylko idealne. Są niejako ideami drzew, kamieni i pejzaży górskich, poczętymi z pierwotniejszych i bardziej uniwersalnych form geometrycznych”[15].

 

[11] Rozmowa 1, op. cit.

[12] Katarzyna Siwerska, Sztuka, w: Helena Bohle-Szacka. Lilka. Mosty / Die Brücken. Red. M. Różyc, Białystok 2017, s. 85–91.

[13] Andrzej Więckowski, Graphische Traktate von Helena Bohle-Szacki, w: Helena Bohle-Szacki, katalog wystawy, b.r.w. [Instytut Kultury Polskiej w Berlinie, 1994]; oryginalna wersja tekstu w języku polskim.

[14] Katarzyna Siwerska, op. cit.

[15] Andrzej Więckowski, op. cit.

Również inni krytycy zdają się podążać podobnym tropem, jak choćby malarz i poeta Henryk Waniek: „Pion, poziom, skos, owal. Jasne i ciemne. Bliskie i odległe. To są główne składniki jej języka. Cytat jakiegoś krajobrazu. Samotne drzewo. Okruchy większej całości. A wszystko to zestawione z rygorem geometrii, którą na ogół uważamy za rzecz całkowicie sztuczną i wymyśloną przez człowieka. Niesłusznie. Geometria jest także częścią natury. […] Helena Bohle-Szacka należy do tej linii, na której Platon wyjaśniał istnienie świata działaniem ukrytych za jego powierzchnią idealnych prototypów. [...] Bo filozofia jest przeznaczeniem sztuki”[16].

Rodzaj formalnego powiązania obrazów z motywami przedmiotowymi i nieprzedmiotowymi tworzy stosowana przez artystkę technika. Większość rysunków powstawało przy użyciu precyzyjnego narzędzia kreślarskiego architektów i konstruktorów, za pomocą którego Bohle-Szacki niezmordowanie pokrywała białą płaszczyznę obrazu miniaturowymi kropkami lub kreskami. „Na początku było pragnienie, by tym skromnym narzędziem osiągnąć maksymalnie dużo. Wydobywanie całej skali odcieni pomiędzy czernią i bielą to niemal tworzenie kolorów. Do tego zróżnicowanie faktur, które niemal zastępują kolor. Z drugiej strony ta technika narzuca ograniczenia, które stają się wyzwaniem”[17] – mówiła artystka. Stworzyła w ten sposób swój niepowtarzalny środek wyrazu: zmienne zagęszczenie czarnych kropek wydobywa z białej płaszczyzny arkusza otwartą przestrzeń, w której współgrają różne, starannie dobrane formy. I okazuje się, że realistyczny rysunek przestaje odzwierciedlać realność, zaś abstrakcja staje się dziwnie dotykalna. 

„Z niczego rodzi się coś. Składa się z kropek lub kresek, krzyżuje się, przekreśla, wygina lub liniuje, powtórzenia tworzą rytm, proste linie zamykają całość, która biel pustki przekształca w przestrzeń, a przestrzeń w światło, a wszystko razem w kawałek kosmosu”[18] – tak ujął sedno sztuki Heleny Bohle-Szackiej Olav Münzberg, pisarz, krytyk i poeta. Obrazy te nie są odbiciem rzeczywistości, lecz kreują całkiem nowe, najczęściej abstrakcyjnie ujęte światy, których źródła nie można szukać w realności ludzkich doświadczeń. Być może wyrażają niejasne przeczucie, intuicyjne postrzeganie zaszyfrowanego, choć przecież jasnego porządku rzeczy. Porządku, który koniec końców ogarnia również doświadczenie każdej jednostki.

Harmonijne współgranie geometrycznych form zakłócają niepodziewane pęknięcia, elementy chaotycznego nieładu, coś zostaje oderwane, przesunięte, oddzielone. Tę niepokojącą dynamikę równoważy jednak rytm klasycznej kompozycji. Opaczne byłoby szukanie w tych obrazach znaczeń, wtłaczanie ich uniwersalnego wymiaru w interpretacyjne opowieści. Co najwyżej zdać się można na grę własnych skojarzeń, jak czyni to berlińska logoterapeutka Ingrid Bergmann. Uważa ona, że są to „przetworzone w obraz idee, konstrukcje spraw odczuwanych, przeżytych, wyśnionych, a wszystko w odlewie z kosmicznych praform geometrii”[19].

A jednak odbiorca może odnaleźć się w tych obrazach. Staje przed nimi jak przed lustrem i postrzega siebie w między-przestrzeni, gdzie intelekt zlewa się z emocjami, pozwalając rozpoznać na nowo coś niejasno przeczuwanego. Tak oto obrazy te przekazują pewną wiedzę – że nie ma nic, co byłoby ostatecznie dokonane, że formy trwają w bezustannym powstawaniu i przemijaniu, a także, że w tym wiecznym ruchu – jeśli go zaakceptować – tkwi piękno. 

Pierwsza wystawa Heleny Bohle-Szacki odbyła się w niewielkiej berlińskiej Galerie Kleines Kra w 1974 roku. Potem chętnie i często wystawiała swe prace, w sumie przygotowała niemal 40 indywidualnych ekspozycji w wielu miastach Europy, od Berlina, Warszawy, Paryża po Londyn, Kopenhagę, Hamburg, Łódź, Pragę. Zależało jej na dzieleniu się z innymi swoją twórczością, pragnęła cieszyć i zaskakiwać odbiorców, dostarczać im impulsów do refleksji nad sobą i światem.

Tytuły niektórych prac – zmieniane zresztą nierzadko po kilka razy przez artystkę i traktowane przez nią jako rodzaj podpórki dla odbiorcy („Uwięzione“, „W ukryciu“, „Ucieczka“, „Początek końca“, „Odejście“ itd.), skłaniają niekiedy do interpretacji biograficznej, odwołującej się do życia artystki. Pozostawmy tu kwestię, czy taka interpretacja twórczości Heleny Bohle-Szacki jest uprawniona; ona sama ją odrzucała. Bez wątpienia jednak jej przeszłość kryła niejedno doświadczenie graniczne.

 

[16] Henryk Waniek, w: Helena Bohle-Szacka, katalog wystawy, Płocka Galeria Sztuki, Płock 1999.

[17] Rozmowa 1, op. cit.

[18] Olaf Münzberg, Tekst wprowadzający do wystawy Heleny Bohle-Szackiej, Berlin 2001.

[19] Ingrid Bergmann, Wprowadzenie do wystawy, Helena Bohle-Szacki, Rückblicke. Zeichnungen 1973–2007, Galerie DerOrt / Miejsce, Berlin 2007.

Pamięć
 

Helena Bohle-Szacki uczestniczyła wprawdzie w dużym projekcie rozmów z ocalałymi[20], udzielała wywiadów i wielokrotnie występowała publicznie, jednak w roli ofiary nigdy nie postrzegała elementu budującego jej tożsamość. Zachowała zadziwiający dystans wobec własnych przeżyć i szczególne poczucie humoru, nigdy zaś nie epatowała potwornością doświadczeń. Przez dziesięciolecia nie odczuwała potrzeby, może i brakowało jej sił, by podzielić się z otoczeniem dramatyczną przeszłością. Nigdy jej nie ukrywała, jednak nie uczyniła z niej wiodącego tematu, punktu ciężkości swej egzystencji. Zmieniało się to stopniowo z biegiem lat. Świadomie przyjęła rolę świadka historii dopiero wówczas, gdy poważnie osłabiony wzrok (następstwo pobytu w obozie) nie pozwolił jej pracować artystycznie. Najważniejszą jednak motywacją było poczucie obowiązku wobec nieżyjących już ofiar, a także wobec następnych pokoleń. 

Los ten określiła dwudziestowieczna historia Polski i Europy. Udziałem urodzonej w 1928 roku w Białymstoku Heleny, której ojciec był niemieckiego, matka zaś żydowskiego pochodzenia, były dramatyczne doświadczenia czasu wojny: zagrożenie, strach i poczucie utraty. Matka musiała się ukrywać, ojciec z desperacką odwagą pomagał uciekinierom z białystockiego getta, żydowska siostra przyrodnia została zatrzymana na ulicy i zamordowana. Ona sama, aresztowana wiosną 1944 roku, po kilku tygodniach więzienia deportowana została do obozu koncentracyjnego Ravensbrück, potem zaś wraz z transportem innych kobiet dotarła do Helmbrechts w Górnej Frankonii, gdzie utworzono obóz podległy KL Flossenbürg. Głód i przemoc, poniżenie i odczłowieczenie należały do codzienności obozowego świata. Możliwości wewnętrznego ocalenia i stawiania oporu było niewiele, a trzeba było do nich odwagi i siły. Helena odnalazła je w przyjaźni, ale również w drzemiącym w niej talencie rysowniczki. W niewielkim obozie, stworzonym wyłącznie z myślą o sile roboczej dla lokalnej fabryki zbrojeniowej, zaczęła wykonywać niewielkie rysunki. Były to przede wszystkim wizerunki świętych, wyidealizowane, piękne twarze, które udręczonym współwięźniarkom miały przynieść cień pociechy i nadziei (il. 25). Dla niej samej był to przypuszczalnie pierwszy impuls do późniejszej twórczości.

Po koszmarnym marszu śmierci pod koniec wojny, więźniarki zostały wyzwolone, a 17-letniej, wychudzonej i skrajnie wyczerpanej Helenie nie bez trudności udało się powrócić do Polski. Dom w Białymstoku już nie istniał, rodzina odbudowywała egzystencję od zera w Łodzi. Walcząc z rozlicznymi chorobami, Helena zdołała jednak podjąć i zakończyć studia grafiki. Tylko raz zajęła się światem obozów na płaszczyźnie artystycznej, tworząc kilka prac odnoszących się do opowiadań Tadeusza Borowskiego. (il. 26, 27) „Jej rysunki wykonane węglem na kartonie nigdy nie zostały wykorzystane, reprezentują jednak interesujący, odrębny od reszty twórczości styl. Pozbawieni indywidualnych twarzy, bezimienni i odczłowieczeni więźniowie nakreśleni zostali niepokojącą, rozedrganą konturową kreską. [...] To chaotyczne nawarstwianie się obrazów i wspomnień, które budzą niewyobrażalną trwogę”[21], pisze Katarzyna Siwerska. Po tym epizodzie obozowe doświadczenia przez dziesięciolecia nie były już dla niej tematem – ani w sztuce, ani w życiu.

Jej późna, pełna refleksji narracja pamięci stawiała sobie za cel wskazanie na nieludzki charakter nazistowskiego systemu obozowego. Mówiła: „Dzisiaj mogę powiedzieć – dobrze, że to przeżyłam. Wszystko było na granicy życia i śmierci, ale żyję. Paru rzeczy mnie to nauczyło. Wiem z całą pewnością, że nie wolno człowieka stawiać w ekstremalnych sytuacjach. Udało mi się przeżyć uczciwie, ale widziałam też, jak załamywali się wspaniali ludzie. To była perfidia tej obozowej konstrukcji. Nierzadko ludzie mieli jeden wybór: albo świństwo, albo śmierć. I wtedy niewielu decydowało się na śmierć. Ale to nie była ich wina, to system niszczył człowieka. Obóz zmuszał do decyzji, które były nieludzkie”[22]

W jej pamięci zapisało się również głębokie poczucie inności – od dzieciństwa począwszy, kiedy to nie przynależała do katolickiej większości uczniowskiej wspólnoty, aż do życia na obczyźnie. Może właśnie dlatego była tak bezwarunkowo otwarta na każdą inność, zaś jej dom stał się refugium dla emigrantów, artystów i nieprzystosowanych wszelkich narodowości. Choć jednoznacznie przypisywała się do kultury polskiej, odrzucała wszelakie narodowe etykietki.

Swego rodzaju pomost między pamięcią i sztuką Heleny Bohle-Szackiej tworzy wydany przez nią niewielki tomik rysunków i tekstów „Ślady, cienie”. Notatkowe zapisy towarzyszące obrazom umożliwiają wgląd w mentalny świat artystki. Odnotowuje: „W środku nocy budzę się mokra od potu, przerażona, budzi mnie mój krzyk, patrzę w ciemność i wsłuchuję się w skrzypienia starego domu, tak bardzo zarazem pragnąc, by duchy ożyły”[23]. Parę stron dalej czytamy: „Tęsknię za spokojem, który nie będzie formą rezygnacji”[24]. Stan ten stał się z pewnością jej udziałem.

Znaczenia Heleny Bohle-Szackiej nie można zredukować do jednej dziedziny jej działalności, wręcz odwrotnie – zasadza się ono na wielowarstwowej kompleksowości jej życia. Helena, zwana Lilką, właśnie w taki sposób żyje nadal w pamięci ludzi, którzy ją znali, i w taki sposób powinna przetrwać w przyszłości: jako niezwykła, afirmująca życie kobieta, której los naznaczyła historia, moda i sztuka. Trzeba przy tym mocno podkreślić zasadniczy rys jej osobowości – miała w sobie rzadki talent, który pozwalał jej obdarowywać innych swym ludzkim ciepłem, życzliwością, uwagą i wreszcie czynną gotowością do pomocy. 

 

Ewa Czerwiakowski, maj 2018 r.

 

Tutaj jest dostępny artykuł o Helenie Bohle-Szackiej w Atlasie miejsc pamięci.

 

[20] W ramach międzynarodowego projektu dokumentacji losów byłych robotników przymusowych i więźniów obozów koncentracyjnych pod kierownictwem Alexandra von Plato przeprowadzono blisko 600 rozmów w 26 krajach. Materiał ten trafił do archiwum internetowego, w którym dostępna jest również rozmowa z Heleną Bohle-Szacki; zob.: https://zwangsarbeit-archiv.de/archiv 

[21] Katarzyna Siwerska, op. cit.

[22] W rozmowie z autorką, Berlin, 31 stycznia 1999.

[23] Helena Bohle-Szacki, Ślady, cienie. Rysunki i zapiski. Berlin 2003.

[24] Ibidem.