Ferdinand Matuszek, czyli jak wygląda pamięć o polskich robotnikach przymusowych
Mediathek Sorted
Zwiastun sztuki "Im Herzen ein Nest aus Stacheldraht", Grunert/Berges, 2018 r.
Prolog
Styczeń 2019 roku: Mężczyzna na scenie zdaje się być bezsilny, brak mu słów na opisanie jakie myśli dręczą go od lat. Drut kolczasty unosi się przed jego naznaczoną przez życie twarzą: Ferdinand Matuszek nie może uwolnić się od wojny, nawet po tylu latach; wojny, która wywołuje wspomnienia okrucieństw i cierpień, ale i nasuwa pytania o własną winę. Sztuka „Im Herzen ein Nest aus Stacheldraht“ (W sercu gniazdo z drutu kolczastego) w inscenizacji pary realizatorów z Bielefeldu – Michaela Grunerta (rola Matuszka) i Reginy Berges (reżyseria i tekst), odwołuje się do tych wspomnień i odtwarza wybrane epizody z życia Ferdinanda Matuszka, który w wieku 15 lat został przymusowo wywieziony z Polski na roboty do Niemiec. Wiele scen nawiązuje do wiedzy i obrazów, które znamy z prac naukowych i narracji o Holokauście. Ale jakie są historie robotników przymusowych? Jaka jest ich narracja? Na którym miejscu naszej pamięci kulturowej[1] w ogóle występują i gdzie pojawiają się w społeczeństwie? Udaję się na poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, jak – na przykładzie Matuszka – wygląda nasza pamięć o robotnikach przymusowych i jak mogą ją tworzyć media oraz instytucje?
[1] Por.: Jan Assmann, Kollektives Gedächtnis und kulturelle Identität, [w:] Kultur und Gedächtnis, pod redakcją Jana Assmanna i Tonio Hölschera, Frankfurt nad Menem 1988, s. 9-19.
Akt pierwszy: Lata galicyjskie
Historia Matuszka, jedna z wielu historii robotników przymusowych w Niemczech, bierze swój początek w Galicji Wschodniej, w okręgu tarnopolskim za czasów Drugiej Rzeczpospolitej, gdzie bohater niniejszej opowieści, Ferdinand Władysław Matuszek, urodził się we wsi Czołhańszczyzna[2] w 1926 roku. W tym czasie Czołhańszczyzna była położona jedyne 25 kilometrów od granicy polsko-sowieckiej. Rodzina Matuszka pochodziła z austriackiego miasta Wiener Neustadt; jego ojciec Bartholomeus przeprowadził się do Galicji i pracował tam w rolnictwie. Jako socjaldemokrata działający w polityce lokalnej, do tego zainteresowany kulturą, kształtował on życie rodzinne Matuszków. Ojciec, który cierpiał z powodu obrażeń odniesionych podczas I wojny światowej, zmarł jednak już w 1935 roku na zapalenie płuc. Po jego śmierci wdowa Eudokia wyszła za mąż za Jana Kubiszyna, polskiego oficera zawodowego. W rozmowie z dwoma historykami, Friedhelmem Schäfferem i Oliverem Nickelem, Matuszek z perspektywy czasu określił swoje dzieciństwo jako szczęśliwe:
„Nie byliśmy bogaci, ale mieliśmy dość jedzenia. Zawsze byłem schludnie ubrany, matka przywiązywała do tego wagę. Do 1941 roku nasza rodzina żyła w przyzwoitych warunkach finansowych. Mogę powiedzieć, że miałem spokojne i szczęśliwe dzieciństwo.“[3]
Wczesna śmierć ojca sprawiła, że matka Ferdinanda miała decydujący wpływ na wychowanie jej dzieci. Obejmowało ono nie tylko głęboką wiarę w humanizm, ale także w to, że nigdy nie należy tracić nadziei. Takie podejście utrzymywało Matuszka przy życiu, zwłaszcza w czasie, gdy był robotnikiem przymusowym, co zresztą sam powiedział.
Kiedy w 1939 roku nazistowskie Niemcy napadły na sąsiadującą z nimi Polskę, rodzina Matuszków, również odczuła skutki wybuchu wojny. Po wejściu Armii Czerwonej na tereny wschodniej Polski dnia 7 września 1939 roku, Matuszek, zawsze uchodzący za dobrego i żądnego wiedzy ucznia, został jak wielu innych uczniów przesunięty o jedną klasę niżej – była to jedna z szykan sowieckiego zaborcy wobec polskiej ludności cywilnej. Wprawdzie dzięki interwencji dyrektora szkoły mógł on wrócić do swojej starej klasy, ale lekcje stopniowo ograniczano, aż w końcu, w wyniku zamknięcia miejscowej szkoły, całkowicie ich zaprzestano. Aby przynajmniej nie zapomnieć nabytej w szkole wiedzy, Matuszek regularnie udzielał lekcji młodszym krewnym. Wojna determinowała nie tylko życie szkolne ale, w coraz większym stopniu, również życie codzienne. Matuszek, podobnie jak wszyscy polscy uczniowie w tym regionie, musiał pracować przy rozbudowie linii kolejowej Lwów-Kijów[4], która trwała do marca 1942 roku. Poza ciężką pracą fizyczną, nie pozostawało zbyt wiele czasu na zabawę i beztroską młodość. Matuszkowi szczególnie jedno zdarzenie utkwiło w pamięci: dotyczy ono grupy zaprzyjaźnionych chłopców, do której należał Matuszek, bawiących się na czołgu pozostawionym przez Armię Czerwoną:
„Nagle, nie wiem jak to się stało, rozległ się huk, uniosła się chmura dymu a ja przeleciałem w powietrzu na pewno jakieś 20 metrów. Po czym wylądowałem tam na ziemi. Patrzę na bok, a tam siedzi mój szkolny kolega, praktycznie nasz sąsiad, patrzy sobie na mnie a całe wnętrzności wypływają mu na zewnątrz.“[5]
Sowiecka okupacja, która trwała do 1941 roku, oznaczała represje i terror skierowane przeciwko polskiej części ludności. Jednak młody Matuszek uważał, że związane z tym okoliczności były jeszcze do zniesienia.[6] Matuszek wspomina, że dzięki znajomości języka przynajmniej w codziennych kontaktach z czerwonoarmistami nie dochodziło do komplikacji. W tym względzie sowieccy żołnierze byli bardziej „ludzcy“ – porównanie ich z niemieckim okupantem wyraźnie to uwydatnia:
„Tak więc, o Niemcach mam tylko negatywne wspomnienia.“[7]
[2] W literaturze niemieckiej spotykamy wyłącznie pisownię Czolhanszczyzna. Od 1946 roku miejscowość nosi nazwę Czernielów Ruski (w języku ukraińskim: Чернелів-Руський). W XIX w. podawano zarówno nazwę Czołhańszczyzna, jak i Czernielów Ruski. Por.: Czernielów Ruski, [w:] Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Tom I, Warszawa 1880, s. 817. Dostęp w Internecie: http://dir.icm.edu.pl/Slownik_geograficzny/Tom_I/817 (dostęp: 28.02.2019 r.).
[3] Friedhelm Schäffer i Oliver Nickel, „Ich hatte nichts gegen Deutsche, nur gegen Faschisten.“ Die Lebensgeschichte des Ferdinand Matuszek, Paderborn 2015, s. 27 (publikacja zwana dalej „Schäffer/Nickel, Matuszek“).
[4] Konkretnie chodzi o budowę w okolicach Borek Wielkich, miejscowości sąsiadującej z Czołhanszczyzną.
[5] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 32.
[6] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 36.
[7] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 37.
Wraz z napaścią Trzeciej Rzeszy na Związek Radziecki nadeszły zmiany w strukturze administracyjnej regionu a wraz z nimi pogorszenie się sytuacji lokalnej. Rodzinna wioska Matuszka znalazła się w granicach dystryktu Galicji Wschodniej podporządkowanego Generalnemu Gubernatorstwu pod kierunkiem gubernatora dr. Hansa Franka.
Zmianę władzy odczuto również w Czołhańszczyźnie: polski burmistrz został zastąpiony przez Ukraińca; także na innych stanowiskach okupanci niemieccy preferowali ukraińskich mieszkańców wsi. Represje wobec Polaków zaostrzyły sytuację w miejscowości. Na terenie całego dystryktu istniała ścisła współpraca między władzami lokalnymi, SS[8] i policją. Oprócz ataków przemocy wobec polskich mieszkańców, miały też miejsce antysemickie pogromy.
Matuszek nie miał zbytniego kontaktu z żydowskimi uczniami w swojej wsi. Różne religie i zwyczaje kulturowe uniemożliwiały ścisłą wymianę między mieszkańcami. Z powodu braku siły roboczej powołano do pracy przy linii kolejowej w Borkach Wielkich także część żydowskiej ludności regionu. W odróżnieniu do polskiej młodzieży i dorosłych Polaków, żydowscy robotnicy przymusowi byli przetrzymywani w obozie pracy strzeżonym przez ukraińską milicję. Oficjalnie obie grupy nie utrzymywały między sobą kontaktu, ale zdarzało się, że niektórzy rozmawiali ze sobą. Matuszek był świadkiem znęcania się nad żydowskimi robotnikami, bicia ich – a także głodzenia. Przeżycia te skłoniły Matuszka i jego matkę do niesienia pomocy:
„Tak, i gdy poszedłem do toalety, spuściłem przyniesiony ze sobą chleb tak, żeby nikt tego nie zauważył, ani Żydzi, ani ci śląscy esesmani. Ale kilku Żydów jednak to zauważyło i, gdy jeden z esesmanów odkrył żydowskich robotników z chlebem w ręku, zdarzyło się coś bardzo okrutnego. Jeden mężczyzna został uderzony w twarz kolbą karabinu tak mocno, że krwawił i miał powybijane zęby.“[9]
Dyżurny komendant rozkazał rozstrzelać kilku innych Żydów, a że rozstrzelano ich na miejscu całego zdarzenia, Matuszek był tego świadkiem. Dopiero po tym wydarzeniu oboje, to znaczy on i jego matka, zdali sobie z tego sprawę, jak nieostrożnie postąpili. Pomagali dalej, rzucając chleb – jednak odtąd w najbardziej niepostrzeżony sposób. Matuszek długo nie mógł zapomnieć o tym zdarzeniu:
„Czułem się winny. Nie da się opisać uczucia, które miałem w tamtej chwili. Wtedy straciłem wiarę w ludzkość. Do końca życia nie będę mógł zapomnieć tego, co wtedy przeżyłem.“[10]
[8] Początkowo Schutzstaffel (skrót: SS; pol. oddział ochronny) był odpowiedzialny za osobistą ochronę Adolfa Hitlera (1889-1945) a także innych wysokich rangą członków NSDAP (Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników). Pod przywództwem Reichsführera-SS, Heinricha Himmlera (1900-1945), oddział przejął policję oraz utworzył Geheime Staatspolizei (skrót Gestapo; pol. Tajna Policja Państwowa) i Sicherheitsdienst (skrót SD; pol. Służba Bezpieczeństwa). W gestii SS znalazły się także obozy koncentracyjne. Ze względu na brutalne metody stosowane przez SS - w czasie II wojny światowej także w formie zbrodni wojennych – formacja jest uznawana za główny filar reżimu nazistowskiego. Por. Paul Hoser, Schutzstaffel (SS), 1925-1945, [w:] Historisches Lexikon Bayerns, data publikacji: 12.11.2007 r. Dostęp w Internecie: https://www.historisches-lexikon-bayerns.de/Lexikon/Schutzstaffel_(SS),_1925-1945 (dostęp: 15.02.2019 r.).
[9] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 61 i nast.
[10] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 61 i nast.
Akt drugi: Miejsca deportacji
Pierwsze pogłoski o tym, że chłopcy w wieku szkolnym mają być wywiezieni na Zachód, pojawiły się w Czołhańszczyźnie już w listopadzie 1941 roku – przypomina sobie Matuszek. Nie myślał o tym aż do 1 kwietnia 1942 roku, kiedy sam został deportowany do Trzeciej Rzeszy jako robotnik przymusowy. Nie był on jedynym wywiezionym 15-latkiem: ze względu na uwarunkowany wojną brak wykwalifikowanych pracowników zarówno w przemyśle, jak i w rolnictwie, narodowi socjaliści byli zmuszeni – pomimo obowiązujących ustaw rasowych[11] – do zatrudniania robotników przymusowych[12] w nazistowskich Niemczech.
W ten sposób od września 1941 roku do listopada 1942 roku wywieziono do Rzeszy 100.000 osób. Tę falę deportacyjną określano jako „Landarbeiteraktion“ (akcja robotników rolnych). Wywieziono wtedy nastolatków między 12 i 15 rokiem życia. To, czy ich stan fizyczny pozwalał im na tak ciężką pracę czy nie, nie miało żadnego znaczenia.
Dnia 1 kwietnia Ferdinand Matuszek został zaskoczony w domu w trakcie odrabiania zadania domowego. Gdy matka próbowała powstrzymać przybyłych esesmanów, jeden z nich dwukrotnie uderzył ją w twarz. Matuszek rzucił się na niego, ale został zepchnięty w kąt pomieszczenia. Tego dnia wraz z Matuszkiem deportowano z jego wsi w sumie ośmiu młodych Polaków. Dokonując przeglądu literatury przedmiotu można stwierdzić, że zatrzymanie Matuszka odbyło się bez zbytniej przemocy, bowiem zdarzało się, iż policja otaczała całe wsie, by w ten sposób uniemożliwić ucieczkę deportowanych ze wsi. Od 1942 roku deportacjom towarzyszył nasilający się terror – stosowany też na oślep. Ci, którzy w trakcie tych spontanicznych obław przeprowadzanych przez policję i esesmanów nie mogli się wylegitymować lub nie posiadali stosowanego zaświadczenia o pracy, byli natychmiast zabierani.
Jeszcze tego samego dnia młodociani zostali przewiezieni do sąsiedniego Tarnopola. Dalsza deportacja odbywała się pociągiem jadącym przez Lwów, Kraków i Legnicę. Podróż była przerywana kilkudniowymi pobytami w tych miastach.
W Krakowie i Legnicy przeprowadzono kontrole osobiste. Matuszek, który był stosunkowo wątłym chłopcem, łudził się jeszcze nadzieją, że zostanie odesłany do domu. Podczas rewizji osobistej został poddany odwszeniu. Był to zabieg, który zapamiętał jako szczególnie upokarzający:
„Następnie musieliśmy ustawić się w szeregu i nachylić się, wtedy od tyłu czymś takim jak proca dmuchnęli coś na nas. Powiedzieli tylko: ‚Wszy.‘ Powiedziałem: ‚Nie mam wszy.‘ Czegoś tak dyskryminującego nie da się opisać. Po prostu nie mieściło mi się to w głowie.“[13]
W kwietniu 1942 roku Matuszek, podobnie jak inni robotnicy przymusowi, trafił do tak zwanego obozu przejściowego w Soest. Tego typu obozy pełniły funkcję centrów rozdzielczych: stamtąd deportowani robotnicy byli rozdzielani na regiony. Zanim tak się stało, wszyscy byli poddawani dezynfekcji, rejestrowani przez Urząd Pracy i w końcu prezentowani zainteresowanym zakładom pracy, którzy we wcześniej wyznaczonych dniach mogli sami wybrać „swoich“ robotników.
Ale ponieważ Matuszek był chudy, urząd wysłał go najpierw do rodziny w miejscowości Rehme-Babbenhausen, a krótko po tym do gospodarstwa rolnego Körtnerów w miejscowości Rehme[14] – tam miał znaleźć swój nowy dom.
[11] Naziści dzielili ludzi na różne rasy; od rasy, do której zostali zaklasyfikowani, zależał ich status, sposób ich traktowania oraz ich rzekoma wartość. Polacy jako Słowianie byli narodem niewiele bardziej wartościowym niż Żydzi czy Sinti i Romowie.
[12] Robotnicy przymusowi to ludzie, którzy pod przymusem pracowali na rzecz Trzeciej Rzeszy. Byli nimi jeńcy wojenni, więźniowie oraz zmuszani do pracy cywilni obcokrajowcy z krajów, które nie były sojusznikami Trzeciej Rzeszy lub nie były neutralne.
Akt trzeci: Lata pracy przymusowej
Matuszek był jednym z pięciu polskich robotników przymusowych w Rehme. W okresie wojennym miejscowość liczyła w sumie od 1.500 do 1.600 osób zmuszonych do pracy. Wysoka liczba robotników przymusowych w stosunku do liczby mieszkańców (w 1935 r. ok. 4.240 osób, w 1945 r. ok. 5.000 osób) wynikała z faktu, iż w miejscowości znajdował się istotny dla przemysłu wojennego zakład pracy, jakim była huta żelaza Weserhütte AG. Wykorzystywani w niej byli zwłaszcza robotnicy sowieccy.
Życie polskich robotników przymusowych było naznaczone ciężką pracą fizyczną oraz ograniczoną swobodą poruszania się. Surowe przepisy i rozporządzenia stanowiły podstawę ograniczeń. Stopień represji zależał od trzech czynników: Po pierwsze decydowała o tym nazistowska klasyfikacja rasowa, także w szczególności Polacy, Rosjanie i Żydzi zostali poddani surowym represjom. Po drugie ważny był rodzaj pracy przymusowej. Czy dany robotnik był cywilem, czy jeńcem wojennym? Ostatnim czynnikiem było miejsce pracy. Matuszek, jako osoba cywilna zatrudniona na wsi, musiał znieść kontrole niższego stopnia niż te, z którymi mieli do czynienia sowieccy jeńcy wojenni w Weserhütte. Niemniej jednak raz w tygodniu musiał on stawiać się przed urzędnikami w Rehme. W tym czasie Matuszek utrzymywał tylko sporadyczne, listowe kontakty z rodziną w Galicji Wschodniej, które z końcem 1944 całkowicie się urwały.
Niestety fakt, iż relacje międzyludzkie i zakwaterowanie podlegały indywidualnym ustaleniom konkretnych pracodawców, dawał tymże coraz więcej możliwości arbitralnego traktowania ludzi w oparciu o nazistowską ideologię rasową. Podstawę prawną do takiego ideologicznego traktowania stanowiły tak zwane „Polenerlasse“ (dekrety polskie) wydane w 1940 roku. Odtąd narodowi socjaliści ostrzegali przed kontaktami z Polakami za pośrednictwem mediów drukowanych, takich jak gazety i plakaty. Szczególnie dziewczęta i kobiety, które propaganda nazistowska uznawała za mało zrównoważone i rozwiązłe, nawoływano do powstrzymywania się od kontaktów intymnych. Matuszek dowiedział się o tej nowej szykanie z ulotki, którą otrzymał o urzędnika:
„Pierwszą rzeczą, którą powiedział mi urzędnik, było to, że nie wolno mi zadawać się z niemieckimi dziewczynami. Nie wolno mi chodzić do kina, bez względu na porę roku muszę być w domu przed godziną 21. Poza tym jest wymóg noszenia litery ‚P‘, a gdy na chodniku zobaczę Niemca idącego mi na przeciw, muszę mu wyraźnie ustąpić miejsca. Spytałem go (urzędnika, przyp. autorki), po czym w takim razie mam rozpoznać Niemca? Musieliby przecież nosić literę ‚D‘. Ale od tej chwili naszyta na mojej kurtce litera ‚P‘ zdradzi każdemu, kogo ma przed sobą. Początkowo było to dla mnie dyskryminujące, ale potem byłem dumny z tego. Właśnie dlatego, że pokazywało to, że jestem z Polski.“[15]
[15] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 115.
Pomimo dekretów polskich i wytycznych ideologicznych Matuszek był przez swojego pracodawcę traktowany w miarę po ludzku. Körtnerowie nie sprzeciwiali się aktywnie działaniom nazistów, ale w sposobie traktowania Matuszka i innych robotników przymusowych w swoim gospodarstwie nie kierowali się ich dekretami. Matuszkowi wolno było odwiedzać znajomego w sąsiedniej wiosce, mógł też posiadać przedmioty wartościowe, takie jak rower i aparat fotograficzny. Zaprzyjaźnił się nawet z będącym w podobnym wieku Karlem, synem małżonków Anny i Karla starszego Körtnerów. W ten sposób Matuszek stał się pełnowartościową siłą roboczą na równych prawach. Matuszek niedługo nosił obowiązkowe „P“, które naznaczało i piętnowało go jako Polaka:
„To ‚P‘ nosiłem chyba z rok. Potem je zdjąłem. Nie brałem tego tak poważnie. Ale to ‚P‘ miałem zawsze przy sobie. W kieszeni.“[16]
W Rehme istniało też donosicielstwo, jednak Matuszek i Körtnerowie mieli szczęście i nie stali się jego ofiarami. Matuszek stał się szczególnie zależny od szczęścia i pomocy od chwili gdy zakochał się w córce sąsiada – swej przyszłej żonie. Kontakty między Niemcami i Polakami, a przede wszystkim te natury seksualnej, były surowo zakazane i w przypadku robotników przymusowych karane śmiercią. W rzeczywistości związki między obcokrajowcami i niemieckimi kobietami były na porządku dziennym. Jednak niebezpieczeństwo odkrycia było bardzo duże i rosło wraz ze wzrostem zażyłości związku. Młoda para była kryta przez rodziny mieszkające wzdłuż całej ulicy. Jaka była stawka tej znajomości, Matuszek uświadomił sobie w październiku 1944 roku, kiedy musiał być świadkiem egzekucji nieznanego mu polskiego robotnika przymusowego – powieszono go za związek z Niemką na jednej z okolicznych polan. W sumie 30 robotników przymusowo pracujących w okolicy musiało się temu przyglądać. Matuszek był przerażony:
„Zrobiło mi się jednocześnie gorąco i zimno. W tej samej chwili doszło do mnie, co robię.“[17]
Akt czwarty: Koniec wojny i wspomnienia z tego okresu
Ostatnie miesiące przed końcem wojny były naznaczone zwiększoną niepewnością i terrorem wobec robotników przymusowych przebywających w Bad Oeynhausen i Rehme. W szczególności sowieccy jeńcy wojenni pracujący w Weserhütte narażeni byli na alianckie bombardowania strategicznie ważnych obiektów przemysłowych.
Ostatecznie 4 kwietnia 1945 roku oddziały wojsk amerykańskich wkroczyły do wschodniej części Westfalii. Matuszek porównuje ten moment do przysłowiowego „uwolnienia z łańcuchów“: nie tylko wojna się skończyła. Znowu był wolnym człowiekiem.
Matuszek pozostał w Rehme i ożenił się z przyjaciółką z młodości. Nie mógł już powrócić do Galicji Wschodniej, bowiem teraz należała do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (Ukraińska SRR). Polacy, którzy po przesunięciu wschodniej granicy Polski na Zachód mieszkali na obecnym terytorium Ukrainy i nie chcieli przyjąć sowieckiego obywatelstwa, zostali wysiedleni. Matka i rodzeństwo Matuszka udali się w okolice Opola na Śląsku. Swój pierwszy listowny kontakt z matką Ferdinand Matuszek mógł nawiązać nie wcześniej niż w 1951 roku a do osobistego spotkania syna z matką doszło dopiero 20 lat później, kiedy to odwiedziła go po raz pierwszy i jedyny w Rehme. Matuszek, pomimo czasu spędzonego w Niemczech, nigdy nie czuł się Niemcem:
„Dziś czuję się wewnątrz Polakiem. Moje uczucie jest jeszcze polskie. Jednak nie mógłbym tam żyć, gdyż musiałbym całkowicie zmienić swój sposób życia. Zwyczaje i obyczaje się zmieniły.“[18] W 1998 roku Matuszek otrzymał w końcu niemieckie obywatelstwo – przyjął je jednak tylko z praktycznych względów.
Po wojnie Matuszek znalazł pracę w firmie Regenerierungsanstalt Theilemann und Co. (skrót: Retheto), która zajmowała się obróbką filmów kinowych. Pracował na stanowisku montażysty filmowego w Monachium, gdzie wraz z innymi zakładał siedzibę lokalną firmy. W ramach tej pracy poznał między innymi Orsona Wellesa i Ericha Kästnera. Po ślubie w 1951 roku pozostał w Rehme i kierował działem obsługi klienta tamtejszej polerowni. Matuszek działał między innymi w związkach zawodowych i w lokalnym klubie fotograficznym.
[18] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 183.
Matuszek przez wiele lat starał się jak najmniej zajmować się swoimi doświadczeniami z nazistami:
„W 1945 roku, tuż po oswobodzeniu, bardzo dużo o tym myślałem. Byłem jednak wewnętrznie spokojny, ponieważ wiedziałem, że coś takiego już się nie powtórzy. Czułem się tak jakoś bezpiecznie. Jak na razie był pokój i nie było już nazistów.“[19]
Matuszek potrzebował czasu na przepracowanie swoich przeżyć i opowiedzenie ich innym. Nigdy nie rozmawiał z rodziną na temat czasu, w którym pracował jako robotnik przymusowy. Temat doświadczeń z nazistami próbował poruszać na przykład w miejscowym klubie fotograficznym. Bardzo szybko okazało się jednak, że pozostali członkowie klubu stronili od dyskusji na temat nazistowskiej przeszłości. I tak na przykład zdjęcia obozu koncentracyjnego w Dachau odwiedzonego przez Matuszka i jego żonę nie zostały włączone do wystawy w klubie w Bad Oeynhausen. Matuszkowi trudno było osobiście pogodzić się z tą odmową.
Równie bezskuteczne okazało się uzyskanie przez Matuszka statusu robotnika przymusowego. Nigdy też nie otrzymał żadnego finansowego odszkodowania - ani od Niemiec Zachodnich, ani później od Zjednoczonych Niemiec. Rekompensaty „za zmarnowaną szansę na edukację i utratę ojczyzny“[20] też się nie doczekał. Przyczyny luk prawnych dotyczących odszkodowań za prace przymusowe były wielorakie. Z jednej strony losy tak zwanych „Displaced Persons“, skrót: DPs (pol. dipisi),[21] zeszły na plan dalszy ze względu na inne konflikty polityczne. Ich rozproszenie terytorialne uniemożliwiało celowe działania lobbingowe na ich rzecz. W ten sposób nie zajmowano się tym tematem lub nie został on społecznie przepracowany aż do lat 80. Ponadto w centrum publicznej debaty o kulturze pamięci znalazły się głównie tematy związane z Holokaustem. Ważną rolę odegrały także kwestie finansowe: państwo próbowało po prostu uniknąć kosztownych odszkodowań. Dopiero w latach 80. zaczęto powoli zajmować się historią robotników przymusowych, między innymi w dużych zakładach pracy, takich jak Daimler-Benz czy VW.
Jednak Matuszkowi nie pomogło to wiele. Nie uzyskał żadnych pieniędzy, gdyż nie mógł udowodnić, że był prześladowany z powodów rasowych lub religijnych. Jego ostatnia próba, którą podjął w latach dwutysięcznych, ponownie spełzła na niczym:
„Ponieważ pracowałem w rolnictwie, miałem co jeść, miałem zakwaterowanie, miałem własne utrzymanie. Prawo do tego (odszkodowania, przyp. tłum.) mieli ci, którzy byli zakwaterowani w obozach, czyli ci z Weserhütte.“[22]
W 1983 roku Matuszek przeszedł na emeryturę a od 1998 roku wraz ze swoją partnerką mieszkał w miejscowości Löhne-Gohfeld. Tam też zmarł dnia 11 lipca 2014 roku w wieku 88 lat.
[19] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 178.
[20] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 188.
[21] Pojęcie „Displaced Persons (DPs)“ obejmuje wszystkich obcokrajowców, którzy w czasie wojny znaleźli się poza swoją ojczyzną. Wśród nich byli robotnicy przymusowi, więźniowie obozów, jeńcy wojenni oraz pozostali pracownicy. Alianckie siły okupacyjne liczyły na szybki powrót tych osób do ich krajów pochodzenia, jednak nie zawsze było to możliwe ze względu na konflikty ze Związkiem Radzieckim oraz z uwagi na anektowane przez Rosję obszary. Por.: Juliane Wetzel, Displaced Persons (DPs), [w:] Historisches Lexikon Bayerns, data publikacji: 26.03.2013 r. Dostęp w Internecie: https://www.historisches-lexikon-bayerns.de/Lexikon/Displaced_Persons_(DPs) (dostęp: 15.02.2019 r.).
[22] Schäffer/Nickel, Matuszek, s. 189.
Akt piąty: Pamięć o robotnikach przymusowych albo, co po nich pozostanie?
Wspomnienia Matuszka już za jego życia stały się częścią pamięci o narodowym socjalizmie. Sam prowadził rozmowy z młodymi ludźmi i uczniami w szkołach, ale również z ludźmi starszego pokolenia, opowiadając przy tym swoje przeżycia. Walczył z wypieraniem bądź bagatelizowaniem nazistowskiej przeszłości. Okres jego pracy przymusowej stał się tematem sztuki teatralnej już w 2015 roku: przedstawiona przez uczennice i uczniów sztuka „Gefangen“ (Uwięzieni) to historia obozu jenieckiego Stalag 236 (IV K) Senne w miejscowości Schloß Holte-Stukenbrock. Wprawdzie Matuszek nie był więźniem tego obozu, ale również jego historia, jako jedna z wielu, znalazła oddźwięk w tej sztuce.[23]
Opracowanie w formie literackiej
W grudniu 2018 roku, w kafejce tuż za Archiwum Miasta Bielefeldu, spotykam się z dwoma historykami i autorami monografii „Ich hatte nichts gegen Deutsche, nur gegen Faschisten.“ (Nie miałem nic przeciw Niemcom, tylko przeciw faszystom). Jeden z nich, historyk i nauczyciel Friedhelm Schäffer, już 20 lat temu, gdy pierwszy raz spotkał się z Matuszkiem, wpadł na pomysł spisania historii jego życia:
„Znałem go przeszło 20 lat. Był zięciem w rodzinie, której historię wtedy badałem w związku z prowadzonym przeze mnie kursem na Volkshochschule (Uniwersytet Ludowy) pod nazwą ‚Wir erforschen die Nazizeit‘ (Badamy czas nazistowskie). Było to oczywiście bardzo ambitne przedsięwzięcie, bo w rzeczywistości głównie ja zajmowałem się tymi badaniami a reszta tylko słuchała moich wywodów. I właśnie wtedy, przygotowując się do tematu ruchu oporu, trafiłem na niejakiego Pana Rahlmayera – miejscowego komunistę, który został aresztowany podczas obławy w 1933 roku a następnie osadzony w obozie koncentracyjnym. Podczas mojej rozmowy z teściową Matuszka, która też była komunistką, on siedział obok. Na marginesie tej rozmowy doszło między nami do krótkiej wymiany zdań. ‚Czy Pan też tam był?‘ – spytałem. I wtedy wszystko wyszło na jaw: ‚Ja zostałem wywieziony z Polski‘ – odrzekł. Skorzystałem z okazji i gdy opowiedział mi okrutne szczegóły ze swojego życia, powiedziałem: Koniecznie musimy o tym napisać. Potem minęło 20 lat.“
Do realizacji tego projektu, we współpracy z Oliverem Nickelem, kierownikiem centrum dokumentacji obozu Stalag 326 (VI K) Senne, doszło w 2014 roku. Nickel i Schäffer znają się odkąd pracowali razem, przygotowując wystawę w Muzeum Powiatowym w Wewelsburgu (Kreismuseum Wewelsburg) poświęconą sowieckim robotnikom przymusowym. W trakcie omawiania tego projektu Schäffer opowiedział Nickelowi o swojej znajomości z Matuszkiem. „Wtedy Friedhelm szczegółowo opowiedział mi jego historię. Stosunkowo szybko stało się dla nas jasne, że musimy o tym napisać książkę. Musimy tę historię w jakiś sposób zachować“ – przypomina sobie Nickel. Szybko zdaję sobie sprawę, dlaczego ci dwaj historycy są pod wrażeniem Matuszka: z jednej strony imponuje im jego bardzo dobra, bo precyzyjna i szczegółowa, pamięć, którą Matuszek wykazuje się w trakcie kilkugodzinnych wywiadów, z drugiej - ostrożność i refleksja, które towarzyszyły jego opowieściom. „Zajmując się historią narodowego socjalizmu, ma się do czynienia z dobrem i złem. On to bardzo mocno odróżniał, pokazując przykłady poszczególnych osób i ich różnych sposobów postępowania. Uznaliśmy, że pokazanie tego, iż każdy ma różne możliwości działania, będzie poza jego historią też czymś bardzo ciekawym. Jak postępuję z danym człowiekiem w danej sytuacji? Jasne, każdy podlega pewnym naciskom: państwowym, ekonomicznym; to oczywiste. Przedstawienie tego, było dla mnie również ważne.“ – uściśla Nickel. Obaj historycy byli pod równie dużym wrażeniem pozytywnego nastawienia Matuszka i jego wiary w życie.
Matuszek, zanim zmarł w 2014 roku, zdążył jeszcze przeczytać maszynopis książki. Strach przed tym, co by się stało, gdyby Matuszek zmarł przed ukończeniem książki, towarzyszył całemu procesowi opracowywania tematu i powstawania książki. Ale też inne trudności stanęły na przeszkodzie realizacji tego projektu. Jedną z nich było znalezienie wydawnictwa, o czym mówi Nickel: „Owszem, wydawnictwa przyznają, że jest to ważna książka. Ale z czysto biznesowego punktu widzenia, (jej wydanie, przyp. tłum.) nie ma dla nich sensu. (…) Szkoda, że wydawcy tak myślą, ale tak muszą myśleć. To jest oczywiste.“ Książka została ostatecznie sfinansowana dzięki wspaniałomyślności licznych darczyńców oraz funduszom podmiotów trzecich, na przykład Federacji Niemieckich Związków Zawodowych (Deutscher Gewerkschaftsbund).
W swojej monografii autorzy przedstawiają indywidualną biografię robotnika przymusowego Matuszka, wpisując ją w jej historyczny kontekst i splatając z historią pracy przymusowej w okresie nazizmu.
Życiorys Matuszka zawiera wiele typowych elementów biografii robotników przymusowych: czytelnicy literatury fachowej na ten temat doszukają się pewnych podobieństw. Schäffer ostrzega jednak przed generalizowaniem: „Nie robię tu zarzutu książce, ale w dyskusjach na jej temat dochodziło czasami do stwierdzeń typu: Ich (robotników przymusowych, przyp. autorki) sytuacja była całkiem niezła. Takie myślenie, to błąd. Matuszek opuścił ojczyznę, miał więzi, prawdopodobnie zrobiłby także maturę. Odebrano mu godność.“ Nickel dodaje: „To tak naprawdę tortury. To przemoc. Wielu definiuje to przez pryzmat przemocy fizycznej. Jest to bardzo złe podejście. (…) Już samo bycie z dala od dzieci, żony, ukochanych osób, od matki czy od babci wystarcza, że nie widzi się żadnych perspektyw.“
Wszystko to porusza czytelniczki i czytelników tej biografii – jak dowiadują się autorzy. Książka daje jednak także możliwość znalezienia podejścia do tematu, który w ramach kultury pamięci i pamięci kulturowej jest nadal tylko powoli podejmowany i poruszany. Poza tym jest ona także kroniką historii mężczyzny, który już nie może opowiedzieć jej sam.
Podejście sceniczne
Trzy lata po ukazaniu się książki, podobne podejście do tematu skłoniło autorów do zainicjowania projektu teatralnego. W jednoosobowej sztuce „Im Herzen ein Nest aus Stacheldraht – Aus dem Leben eines polnischen Zwangsarbeiters“ (W sercu gniazdo z drutu kolczastego – Z życia polskiego robotnika przymusowego), opartej na monografii o Matuszku, para realizatorów z Bielefeldu opowiada epizody z jego życia. Sceniczny Matuszek spogląda wstecz na swoje życie i zastanawia się nad tym, na ile był „szczęśliwym Jasiem“? Ale do głosu dochodzi także poczucie winy ocalałego: dlaczego on przeżył, a inni nie? Podobnie widzowie – w 2019 roku również ja – otrzymują wgląd w sytuację współczesnych uchodźców. I cóż, są podobieństwa. Czyżby, w niektórych aspektach, rok 1944 wcale nie był tak odległy, jakbyśmy sobie tego życzyli?
Znalezienie podejścia do tematu: przed tym stali również realizatorzy inscenizacji, Regina Berges (reżyseria i tekst) oraz Michael Grunert (aktor), i to jeszcze zanim zaczęli przygotowania do niej – o tym opowiadają mi w ich mieszkaniu, w domu położonym w otoczeniu zieleni, poza Bielefeldem. Początkowo oboje mieli z tym problem. Dla Berges była to historia „(…) zbyt gładka. (…) Potem czytasz tę książkę, poznajesz niejakiego Ferdinanda Matuszka, o którym nigdy dotąd nie słyszałaś, a który przede wszystkim miał ogromne szczęście, co oczywiście mimo wszystko nie umniejsza jego cierpienia. Za to był świadkiem o wiele większego nieszczęścia. Jednocześnie zostaliśmy skonfrontowani z ludźmi, którzy byli pod wielkim wrażeniem Ferdinanda Matuszka. Czasami nie mogłam znieść tych opowieści. Na litość boską, ten mężczyzna nie był żadnym świętym, to nie może być prawda.“ Z kolei Grunert zadawał sobie pytanie, jak z warsztatowego punktu widzenia, mając do czynienia z czasami tylko pobieżnie opisanymi wydarzeniami, można stworzyć ciekawe sceny. Dla obojga było ważne, aby przedstawić całą głębię człowieka: człowieka, który jest nie tylko uchwytny, ale ma też swoje negatywne strony. Opracowywanie inscenizacji rozpoczęło się w oparciu o społeczno-kulturowe podejście do tematu. Dodatkowym utrudnieniem był tu fakt, że wiele przerażających scenariuszy jest już znanych społeczeństwu, choćby z kontekstu Holokaustu. Czytając pierwszy raz tę monografię, Berges miała wrażenie, że biografia Matuszka jest „mało spektakularna“: „Jesteśmy już tak zobojętniali lub tak bardzo przesiąknięci okrucieństwem nazizmu i opowieściami o Holokauście, że jesteśmy ślepi i głusi na tych, którzy nie są pierwsi na liście cierpień. Brzmi to brutalnie, ale jest rzeczywiście coś takiego jak walka o to, kto najbardziej ucierpiał.“ To przekonanie posłużyło ostatecznie za inspirację motywu „szczęśliwego Jasia“, który przewija się przez całą sztukę: Kto ma szczęście? Co to w ogóle jest szczęście? Czy ktoś, kto musiał opuścić swoją ojczyznę i rodzinę oraz komu skradziono jego przyszłość i człowieczeństwo, jest szczęściarzem? W sztuce padają słowa: „Jacy szczęściarze …? Przecież ich symbolem są te czerwone grzybki z białymi plamkami … tymczasem te są trujące.“ Przeżycie Ferdinanda Matuszka jest zatem zatrutym szczęściem.
Kwestionowanie własnego losu idzie w tej sztuce także w parze z brakiem słów: czy to w obliczu grozy przeżytej przez Matuszka, czy co do jego własnej pozycji. O swojej pracy jako robotnik przymusowy Matuszek był w stanie opowiedzieć dopiero po kilkudziesięciu latach. Michael Grunert, odtwórca roli Matuszka, w imponujący sposób pokazał jego męczący brak słów.
Przedstawienie teatralne jest bardziej wizualizacją opowieści niż na przykład tekst literacki: Czy wobec tego scena lepiej nadaje się do opowiedzenia takiej historii w przejmujący i zwięzły sposób? Z doświadczenia realizatorów inscenizacji nie wynika, jakoby teatr był bardziej stosowny lub bardziej atrakcyjny niż inne media: decydujące są nawyki publiczności, choć pierwszą reakcją – podobnie jak w przypadku biografii – jest bezsprzecznie konsternacja. I nawet, jeśli dotąd sztukę obejrzało głównie starsze pokolenie, to dyskusje z publicznością i specjalne debaty uczniowskie po spektaklach pokazują, że przedstawienie wyzwala konieczność rozmów na temat pracy przymusowej i ogólnego zajęcia się nim.
Epilog
W ten styczniowy wieczór, kiedy na scenie w Bielefeldzie gasną światła reflektorów, w teatrze najpierw panuje cisza, po czym widzowie zaczynają powoli klaskać. To nie są burzliwe oklaski i nagle zdaję sobie sprawę, że nie jestem jedyna, która czeka aż opadną emocje i zacznie działać to, co widziałam. Wrażenie to jeszcze bardziej podkreśla gwar rozmów unoszący się w teatralnym barze kilka minut później.
Pamięć o polskim robotniku przymusowym nie kończy się na książce i na sztuce. Potrzebne są dalsze spotkania i dyskusje z publicznością, aby narracja i pamięć o robotnikach przymusowych mogły na stałe zaistnieć w naszej kulturowej pamięci.
Więcej informacji na ten temat oraz terminy odczytów i spektakli można znaleźć na stronach internetowych:
Andrea Lorenz, marzec 2019 roku
Literatura przedmiotu
Czernielów Ruski, [w:] Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Tom I, Warszawa 1880, s. 817. Dostęp w Internecie: http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_I/817 (dostęp: 28.02.2019 r.)
Assmann, Jan, Kollektives Gedächtnis und kulturelle Identität, [w:] Jan Assmann i Tonio Hölscher (red.), Kultur und Gedächtnis, Frankfurt nad Menem 1988, s. 9-19.
Kolek, Martin, Vergessen? Polnische und sowjetische Zwangsarbeiter und Kriegsgefangene im Raum Delbrück 1939-1945.
Hoser, Paul, Schutzstaffel (SS), 1925-1945, [w:] Historisches Lexikon Bayerns, data publikacji: 12.11.2007 r. Dostęp w Internecie: https://www.historisches-lexikon-bayerns.de/Lexikon/Schutzstaffel_(SS),_1925-1945 (dostęp: 15.02.2019 r.).
Schäffer, Friedhelm i Oliver Nickel, „Ich hatte nichts gegen Deutsche, nur gegen Faschisten.“ Die Lebensgeschichte des Ferdinand Matuszek, Norderstedt 2015.
Spoerer, Mark, Zwangsarbeit im Dritten Reich, Norbert Wollheim Memorial, Uniwersytet J.W. Goethego/Fritz Bauer Institut, Frankfurt nad Menem 2008.
Wetzel, Juliane, Displaced Persons (DPs), [w:] Historisches Lexikon Bayerns, data publikacji: 26.03.2013 r. Dostęp w Internecie: https://www.historisches-lexikon-bayerns.de/Lexikon/Displaced_Persons_(DPs) (dostęp: 15.02.2019 r.).