Dorota Danielewicz – menadżerka kultury, slawistka, pisarka i dziennikarka
Alma mater i wir wielokulturowości
W 1986 r. Dorota Danielewicz podejmuje w Berlinie studia na Freie Universität na kierunkach slawistyka – literaturoznawstwo i językoznawstwo – oraz antropologia i etnologia. Uczęszcza na zajęcia proseminaryjne. Na etnologii zajmuje się odkryciami Bronisława Malinowskiego. To czas, kiedy Dorota jako studentka prowadzi w pełni samodzielne życie. Wynajmuje mieszkanie, utrzymując się z Kindergeld oraz sprzątania wieczorami butiku na Kudammie oraz korepetycji z matematyki. Z domu wyprowadziła się jeszcze przed maturą, potem trafiła do lewicowej, typowo berlińskiej komuny. Życie samo podsuwa wyzwania, a Dorota intuicyjnie i odważnie je podejmuje.
Nowy Jork
W 1988 r. wybiera się z koleżanką do Nowego Jorku. Planowany kilkutygodniowy pobyt w pulsującej życiem metropolii przedłuży się do pół roku. Dorota pracuje dorywczo w koszernej restauracji na Broadwayu i dostaje się na kurs dla przewodników po kwaterze głównej ONZ. Wkrótce podejmie legalną i wyczekiwaną pracę w ONZ w Department of Public Information – będzie oprowadzać przede wszystkim wycieczki z Niemiec i Polski. Codziennie ma briefingi, gdzie jest szkolona także w kwestiach politologicznych. Do dziś pamięta wiele wydarzeń, chociażby mszę z charyzmatycznym Desmondem Tutu, który przyjechał z RPA z wizytą, czy fragmenty musicalu „Hair” wystawione w sali głównej ONZ. Dorota mieszka w tym czasie z dwiema rówieśniczkami w eleganckim domu na górnym Broadwayu w Upper West Side.
Na jednym z wernisaży w Museum of Modern Art poznaje niezależnego, amerykańskiego dziennikarza, który najwidoczniej już wówczas dostrzega w niej przyszłą koleżankę po fachu. Regularnie powiadamia ją o ciekawych wydarzeniach i zabiera jako osobę towarzyszącą na eventy, np. na przedpremierowe pokazy filmów, w tym na premierę komedii „Big” z Tomem Hanksem.
Wśród nowych przyjaciół w Nowym Jorku jest młody księgarz, Cliff Simms, z którym ćwiczy konwersację w języku niemieckim. W nagrodę Dorota może sobie wybierać książki, z czego skwapliwie korzysta. Po latach okaże się, że jej ówczesny partner do konwersacji poślubił Dorotheę von Moltke, wnuczkę Freyi i Helmutha von Moltke. Dowie się o tym od zaprzyjaźnionego pastora i sąsiada z Placu Św. Marka w Berlinie, zaangażowanego w działalność Fundacji „Krzyżowa”. Drogi Doroty oraz starych i nowych przyjaciół ponownie się przetną, potwierdzając, że na życiowym szlaku nie ma przypadków. Istnieje natomiast sieć mostów, które Dorota systematycznie buduje przez całe życie. Nowy Jork już w latach 80-tych zaczynał być drogi, ale szczególnie kosztowna była w USA edukacja uniwersytecka. Dorota zdawała sobie sprawę, że kontynuacja tam studiów musiałaby być okupiona niezwykłym wysiłkiem. Toteż po roku wraca na uczelnię do Berlina.
Berlin i Monachium
Teraz Dorota Danielewicz ze zdwojoną energią rzuca się w wir życia uczelnianego i kulturalnego. Z nowojorskim doświadczeniem jeszcze łatwiej nawiązuje kontakty. Szczególnie przyciągają ją wydarzenia literackie. W 1989 r. wspiera w Berlinie Dni Kultury Niemiecko-Żydowskiej. Razem z kuratorami wyjeżdża w celach organizacyjnych do Izraela. Pomocna jest znajomość języka polskiego.
Jej znajomość z młodym, niemieckim pisarzem, autorem sztuk teatralnych i reżyserem Wernerem Fritschem przeradza się tymczasem w związek. Poznali się w 1985 r., kiedy tuż po maturze Dorota z koleżankami i siostrą wybrała się do czeskiej Pragi. Traf chciał, że podczas tego pobytu drogi dwojga turystów z Niemiec kilkukrotnie przecinają się w muzeach, a potem w kawiarni. Nawiązują znajomość. W 1990 r. zmienia się charakter ich relacji i Dorota przeprowadza się do Monachium. Zamieszkuje z narzeczonym w dzielnicy Schwabing. Werner Fritsch w tym czasie wydaje u wydawnictwa „Suhrkamp” pierwszą powieść pt. „Cherubim”. Na niektórych jej stronicach uwiecznia Dorotę. W Monachium urzeka ją uniwersytet i świetna kadra profesorska. Studia finansuje pracując w księgarni. Wciąga ją życie kulturalne Monachium, ale coraz bardziej też wówczas doskwiera wielkomieszczański sznyt bawarskiej metropolii. Miasta jakże różniącego się od Berlina, czy uwielbianego Nowego Jorku. „Monachijczycy byli bardziej przyjaźni niż Berlińczycy. Miasto było zdecydowanie zamożne, w wielkim przeciwieństwie do kultury alternatywnej Berlina. To materialne nastawienie nie pasowało do mojej wolnej duszy”, wspomina. Po roku Dorota w 1991 r. wraca do Berlina.