Józef Piłsudski w niemieckich więzieniach
Tymczasem w Magdeburgu trwała już rewolucja i groziło przerwanie komunikacji z resztą kraju. Trzeba było się spieszyć. Polacy mogli zabrać ze sobą tylko najbardziej potrzebne rzeczy. Pozostałe miano odesłać w następnych tygodniach (rękopis książki „Moje pierwsze boje" trafił do Piłsudskiego dopiero w roku 1924). Byłych już więźniów i hr. Kesslera miał odebrać autem szef transportu, major Paul van Gülpen W wydanej w 1936 roku relacji z tego wydarzenia van Gülpen pominął udział w wydarzeniach Kesslera. Być może powodem było to, że z powodu emigracji po 1933 roku był wrogiem dla władz III Rzeszy. A być może van Gülpen chciał bardziej uwypuklić swoje zasługi w tym epizodzie z udziałem przywódcy sąsiedniego państwa.
Do cytadeli nie było łatwo się dostać, przydatna okazała się przedsiębiorcza i odważna współpracowniczka, którą z sobą zabrał.
„Ulice pełne były – wspominał po latach von Gülpen – wzburzonych tłumów. Stenotypistka, przeprowadzająca samochód przez Strombrücke ku cytadeli, przyczepiła doń kilka szmat i krzyczała, jakby ją ze skóry obdzierali: – Rozstąpcie się! Jedziemy do cytadeli więźniów politycznych uwalniać!“.
Van Gülpen otrzymał od władz wojskowych zgodę na przejazd autem z Magdeburga do Berlina (z powodu rewolucji przejazd pociągiem okazał się niemożliwy). Wcześniej dobrze się przygotował. Do auta marki audi zabrał zapasowe koła i broń palną. Przydały się zwłaszcza te pierwsze. Podróżni musieli się często zatrzymywać i wymieniać koła z powodu złej jakości „wojennych opon”.
„W czasie tej drogi Piłsudski miał sposobność zapoznać się z blaskiem i nędzą automobilisty – wspominał przejazd van Gülpen. Nie mieliśmy wówczas w kraju pneumatyków tylko ich namiastkę. Była to zrobiona, jak mówiono, ze zgniłych kartofli papka, którą napełniano opony, wmontowane w koła. Jak długo opony się nie rozgrzały, jechało się bardzo przyjemnie, jednak, gdy tylko szybkość przekraczała 40 km, masa pęczniała od gorąca, rozsadzając oponę. Auto natychmiast siadało i na ostatnich dwudziestu metrach leżały śmierdzące kartoflane placki. Gdy się podobne nieszczęście zdarzało w jakiejś miejscowości, natychmiast ze wszystkich stron zbiegały się psy, rzucając się na kartoflane ciastka, by za chwilę z wyciem i z poparzonymi pyskami zmykać z powrotem".
Po drodze podróżni zjedli śniadanie w miasteczku Genthin. Do Berlina przyjechali wieczorem 8 listopada i zatrzymali się krótko w mieszkaniu van Gülpena przy Reichstrasse 9. Gospodarz poczęstował ich koniakiem, goście wpisali się do księgi pamiątkowej. Szyk nobliwego przedrewolucyjnego świata, w których oficerowie – nawet wroga – są przede wszystkim dżentelmenami, jeszcze tu w najlepsze trwał. Tego samego dnia byli już więźniowie zamieszkali w apartamencie na pierwszym piętrze luksusowego hotelu Continental (Continental-Hotel) przy ulicy Neustädtische-Kirchstrasse.