Niemieckie dowcipy o Polakach: Między percepcją a rzeczywistością
Na marginesie warto poruszyć też kwestię międzykulturowych spotkań i ich dalekosiężnych wpływów. Z reguły turysta przebywający w innym kraju dowiaduje się więcej o swoim pochodzeniu, niż o nowej i obcej dla niego kulturze. Osobiste plany życiowe, własne wartości i oczekiwania uważał dotąd za nieomylne, jednak w obliczu wszelkich rozbieżności, których doświadcza w obcym miejscu, poddaje je pod wątpliwość i zadaje sobie pytania: Kim jestem? Skąd pochodzę? Nagle głębiej uświadamia sobie własne JA, a to z kolei rodzi i kształtuje jego tożsamość kulturową. Pewne jest, że na styku dwóch kultur zachodzi nieunikniony „szok kulturowy”, i chcąc skierować ten szok na akceptowalne tory społeczne, okazuje się, że śmiech jest wentylem bezpieczeństwa a żarty służą kompensowaniu braku pewności siebie.
Dowcipy bardziej obnażają prześmiewcę, niż osobę wyśmiewaną. Tak dzieje się też w przypadku niemieckich dowcipów o Polakach, które wcale nie mają na celu, ale i nie są w stanie określić specyficznych polskich właściwości, za to ujawniają oczekiwania i obawy Niemców. Po zjednoczeniu Niemiec w całym kraju wzrosła liczba bezrobotnych. Wielu ludzi poczuło się oszukanych, toteż rosły ich obawy o własny byt i o to, co w życiu osiągnęli. Czasy powojnia wreszcie się skończyły, jednak kruchość kulturowej tożsamości Niemców pozostała, jak dowodzi Irene Götz w swojej pracy habilitacyjnej.[1] W tym historycznym kontekście żarty o rzekomych dziwactwach czy zwyczajach polskich sąsiadów stanowią efekt dyscyplinujący. Palec wskazujący wznosi się ku górze i znaczy tyle co: „Jeśli ktoś myśli, że tu się próżnuje i cały czas pije alkohol, to jest w błędzie! Szanujcie z łaski swojej protestancki etos pracy i czym prędzej wyrzeknijcie się wszystkich ziemskich przyjemności!”
Polscy zbieracze szparagów są na prawdę dobrzy: po pracy dobrowolnie kładą parkiet ze zdrewniałych szparagów.
W Polsce też już mają viagrę. Wielu Polaków jej w ogóle nie bierze, bo... drugi łom nie mieści się w spodniach.
W każdym razie wygląda na to, że Harald Schmidt wcale nie żałuje tego, co robił, rozpowszechniając te niegodziwe dowcipy na temat Polaków, aczkolwiek w wywiadzie z czerwca 2019 roku oświadczył: „Dziś poważnie zastanowiłbym się nad tym, co robię na scenie. (…) Według dzisiejszych kryteriów policji językowej i lewicowo-liberalnego mainstreamu, także norm politycznej poprawności, mój program byłby zdjęty po tygodniu z anteny.”[2] I komu teraz brak poczucia humoru? Świat idąc z duchem czasu się zmienił - takie żarty na temat mniejszości jak i żarty o Polakach są uznawane za szczególnie rasistowskie i stanowiące zagrożenie dla przyjaźni między narodami.
Wprawdzie nie ma czegoś takiego jak „prawo do żartowania z Polaków”, ale są przykłady społecznie akceptowalnych żartów o nich. Przenieśmy zatem wzrok na prawo, czyli patrząc na mapę: na wschodnią Europę, gdzie ostatnio wszelkie przejawy nacjonalizmu nabierają subwersywnego charakteru. Spadkobiercy socjalizmu zbierają się tam, aby dać upust swojej złości. Wszyscy są tam Słowianami.
Ci właśnie Słowianie są obiektem bezlitosnych kpin w memach i żartobliwych tekstach publikowanych na „panslawistycznej” stronie internetowej slavorum.org (skrót od: slavic forum). Zobaczyć można tam błyskotliwe, ale również prostackie karykatury wspólnych cech i podobnych życiowych doświadczeń Słowian i wszystkich ich narodów jak: kiepskie drogi i ulice, niepokojąco-genialna pomysłowość spowodowana brakiem dostatecznych środków na zakup nowych rzeczy (has Slavic science gone too far?), szydełkowe robótki babuszek w chustach na głowach zasługujące na gromkie brawa, ogromne ilości jedzenia czy zbyt próżne babska w butach na wysokich obcasach spacerujące po Tatrach albo zajmujące czołowe miejsca w rankingu najbardziej absurdalnych sukni ślubnych (blyatiful). Narodowe „specjalności” i dziwactwa też nie pozostają bez echa. Raz po raz pojawia się obraz „wielkiego brata” Rosji - w dresie z trzema paskami czy w towarzystwie oswojonego niedźwiedzia albo wykonującego charakterystyczny „rosyjski przysiad” (nic na słabe kolana) i oczywiście nie brak anegdot o Włodzimierzu Władimirowiczowi. Z kolei w krajach byłej Jugosławii medycyna konwencjonalna uważana jest za przeklętą przez czarownice, w związku z czym wszelkie dolegliwości leczone są okładami z kapusty. Tylko czy to pomaga?
No, a jakie są dziwactwa i zwyczaje Polaków? Między innymi miłość do tłustego jedzenia i do wszelkiego rodzaju wędlin (patrz zdj. nr 1, 2 oraz 3). Kolejne memy dotyczą rozbiorów Polski i polskiej dumy narodowej (patrz zdj. nr 4, 5 oraz 6). Na szczególną uwagę zasługują kompilacje nagłówków prasowych dotyczących polskich mężczyzn poszukujących przygód (patrz zdj. nr 7). Wiele memów nawiązuje do pułapek języka polskiego (patrz zdj. nr 8, 9 oraz 10).
A propos języka - wprowadzenie na portalu „Slavorum” języka angielskiego jako lingua franca niesie ze sobą dwie korzyści. Po pierwsze, język angielski, jako drugi spośród najczęściej używanych języków, stwarza neutralny metapoziom komunikacji, na którym dochodzi do wymiany kulturalnej. Użycie w tym przypadku emocjonalnie negatywnie naładowanego języka rosyjskiego, zepchniętego na margines przez znaczną część ludności w krajach postkomunistycznych Europy Wschodniej utrudniłoby tę wymianę. Po drugie, i chyba w tym tkwi główny cel portalu, język angielski daje możliwość wyśmiewania narodowych, kulturowych lub językowych dziwactw w bardziej świadomy, niemalże samoświadomy sposób. Można wyjść z założenia, że autoironia nie jest przyczynkiem do tych samych dyskusji na temat honoru i dumy narodowej, jakie są podsycane żartami osób trzecich.
Co to jednak znaczy dla ducha dzisiejszych czasów? Niemieckie przysłowie „Wer den Schaden hat, braucht für den Spott nicht zu sorgen” (w przybliżonym znaczeniu: kto zachowuje się osobliwie, nie musi długo czekać na szyderstwa ze strony innych) można dziś uznać już za przestarzałe. Aczkolwiek i jedno i drugie ma jeszcze swoją rację bytu, tzn. zarówno niemieckie żarty o Polakach służące upewnieniu się co do własnej tożsamości kulturowej à la Harald Schmidt, jak i autoironia samych Polaków względnie na „panslawistycznym” portalu slavorum.org. Nie na darmo mawia się: „Humor polega na tym, by śmiać się mimo wszystko”. Odsuńmy więc na bok narodowe animozje i wznieśmy toast za przyjaźń między narodami! Na zdrowie!
Bis! Bis! Bis! A że było tak fajnie, to na koniec jeszcze jeden, nieco dłuższy niemiecki dowcip o Polakach:
Mały diabełek pojawia się w Afryce: „Dzień dobry, jestem diabełkiem z małym wiaderkiem i chcę coś ukraść.” – „Co ty chcesz tu kraść? Przecież my sami nic nie mamy.”
Następnie mały diabełek pojawia się w Niemczech: „Dzień dobry, jestem diabełkiem z małym wiaderkiem i chcę coś ukraść.” – „To nie ma sensu, u nas w Niemczech jest wszystko ubezpieczone.”
Potem mały diabełek pojawia się w Polsce: „Dzień dobry, jestem diabełkiem z małym... ups... a gdzie moje wiaderko?”
Tatjana Schmalz, sierpień 2019 r.
[8] Por.: Irene Götz, Deutsche Identitäten. Die Wiederentdeckung des Nationalen nach 1989, seria: alltag & kultur, nr 14, wydawnictwo: Böhlau, Kolonia-Weimar-Wiedeń 2011.
[9] Globetrotter (red.), HARALD SCHMIDT im Gespräch mit Peter Fässlacher, wywiad opublikowany 04.07.2019 r. Dostęp w Internecie: https://www.youtube.com/watch?v=ZN_Tr13_qUQ (dostęp: 04.07.2019 r.).