Roman Polański w Monachium: pomiędzy światową sławą a dramatem
W Paryżu fotografował dla magazynu Vogue. W różnych teatrach i operach na terenie Europy realizował inscenizacje. Pierwszą z nich - „Lulu“ - wystawił w 1974 roku podczas festiwalu we włoskim Spoleto. Następną była inscenizacja „Rigoletta“ w 1976 roku, jego pierwsza a zarazem ostatnia praca reżyserska na scenie w Niemczech. Operę tę wybrał ze względu na wielowarstwowość charakterów występujących w niej postaci, szczególnie jednak ze względu na muzykę, jak powiedział w wywiadzie udzielonym Süddeutsche Zeitung. I mimo że to jedna z jego ulubionych oper, nigdy przedtem nie widział żadnej inscenizacji „Rigoletta“ na scenie.[3] To, co najbardziej pociąga go w teatrze i operze, to możliwości artystycznego przekazu: podczas gdy forma sztuki jaką jest film wymaga artystycznego przekazu możliwie najbardziej zbliżonego do rzeczywistości, inscenizacja sceniczna jest swego rodzaju porozumieniem między aktorami i publicznością, w wyniku którego akceptowana jest rzeczywistość zdefiniowana podczas inscenizacji przedstawienia.
Zainteresowanie słynnym reżyserem i jego „Rigolettem“ w Niemczech, a zwłaszcza w Monachium, jest ogromne. Oczekiwania również. W ostatnich tygodniach przed premierą, nie tylko w prasie bulwarowej trwa nakręcanie spirali „euforii oczekiwania“, jak po czasie podsumuje ten okres tygodnik DIE ZEIT. Na czarnym rynku cena biletów na operę wzrasta pięciokrotnie. Kulturalne elity oczekują od polskiego awangardzisty dramatycznej kondensacji lub współczesnej inscenizacji melodramatu Verdiego, podczas gdy Polański na konferencji prasowej jeszcze na etapie prób mówi, że prawie w ogóle nie zmienił libretta oraz że w jego inscenizacji nie będzie żadnych spektakularnych nowości: „I'm not looking for some kind of gimmick for the concept of the opera“, ani żadnych oczekiwanych od niego kinowych efektów specjalnych. „I'm trying to keep within the convention of this opera.” Ograniczył się jedynie do tego, by odżywić, odświeżyć i uczynić znowu autentycznym to, co zostało stłamszone przez konwencje i rutynę.[4] „What I'm trying to do is to create atmosphere which expresses the content of individual scene. I'm trying to be unconventional in the way people move. I'm trying to make singers move and sing in the same time whenever I can. And I'm trying to stage it the way, so people who don't know the Libretto by heart can still understand what's going on.”
I rzeczywiście, premiera „Rigoletta“ w dniu 31 października 1976 roku w Monachium nie spełnia oczekiwań stawianych awangardowej inscenizacji Romana Polańskiego, a zatem publiczność Bawarskiej Opery Narodowej musi porzucić wszelkie pragnienia sensacji.[5] Z drugiej strony, podczas tego premierowego wieczoru Polański przedstawił „naprawdę dobrą inscenizację teatralną z wieloma dobrymi pomysłami i dużą ilością uszczypliwości […]“, jednak „tylko rzadko wykracza poza utarte zasady [libretta i partytury].“[6] Pozornie, konstatuje w swoim tekście recenzent tygodnika DIE ZEIT, obecne są wszystkie „niedające się wyplenić“ trywialne elementy opery, które „nawet reżyserowi nie-operowemu wydają się nieuchronnie konieczne: arie u brzegu sceny nieznajdujące odbiorców wśród współwykonawców; bezradność wynikająca z konieczności ustawienia chóru w półkole; groteskowe pozy mające symbolizować jakieś tam emocje. Obawiam się, że gdyby któryś z odtwórców filmowych zaryzykował podobne gesty, Polański natychmiast wyrzuciłby go z planu. Ale, opera to nie film, więc i Polański nie mógł (i pewnie też nie zamierzał) czegokolwiek, co dotyczyło żałosnych warunków produkcyjnych zmieniać.“[7] Po premierze chwalono natomiast (ruchomą) scenografię, którą Polańskiemu i jego scenografowi, Carlo Tommasiemu, udało się zaskoczyć publiczność, nie była jednak ona w stanie przesłonić ogólnego „gderliwego“ wrażenia krytyków. Co jednak u krytyków odczytuje się z pewną dozą powściągliwości to wśród publiczności wywołuje burzliwe owacje dla Polańskiego. Dla światowej sławy reżysera spektakl w żadnym razie nie jest dotkliwą porażką, nawet, gdy w przyszłości rzadko będzie się mówić o tej inscenizacji w Monachium.
[3] Roman Polański w rozmowie z Charlotte Kerr, [w:] Süddeutsche Zeitung z dnia 28.10.1976 r.. Por.: Paul Cronin (red.), Roman Polanski Interviews, 2005, s. 65.
[4] DER SPIEGEL z dnia 25.10.1976 r.
[5] Diederichs-Lafite, M. (1976). Donaueschinger Musiktage 1976, [w:] Österreichische Musikzeitschrift, 31(12), pp. 678-680. Retrieved 30 Mar. 2018, from doi:10.7767/omz.1976.31.12.67.
[6] http://www.zeit.de/1976/46/neue-einfaelle-alte-unarten (dostęp 27.03.2018 r.).
[7] http://www.zeit.de/1976/46/neue-einfaelle-alte-unarten (dostęp 27.03.2018 r.).