Polskie ofiary muru berlińskiego: Franciszek Piesik i Czesław Kukuczka

Mur berliński dzielił miasto przez 28 lat i był najbardziej wymownym symbolem zimnej wojny. Wzniesiono go 13 sierpnia 1961 roku, jego upadek nastąpił 9 listopada 1989 roku. Historia powstania muru berlińskiego związana jest nierozerwalnie z podziałem Niemiec po drugiej wojnie światowej na cztery strefy okupacyjne: sowiecką, amerykańską, francuską i brytyjską. Berlin, zgodnie z ustaleniami aliantów, stał się miastem o szczególnym statusie i podzielony został na cztery sektory. Zachodnie dzielnice metropolii znalazły się pod administracją Francji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, podczas gdy wschodnie przypadły Związkowi Radzieckiemu.
Pierwsze ograniczenia w podróżowaniu między strefami podzielonego państwa wprowadzono tuż po zakończeniu wojny. Z czasem stały się one coraz bardziej rygorystyczne. Wprowadzono m.in. konieczność posiadania tzw. paszportu międzystrefowego (niem. Interzonenpass), a na granicy wewnątrzniemieckiej pojawiły się zasieki, urządzenia alarmowe i obiekty kontroli granicznej. Do zaostrzenia przepisów wyjazdowych przyczyniały się rosnące napięcia między Związkiem Radzieckim a zachodnimi mocarstwami. Największą jednak bolączką władz Niemieckiej Republiki Demokratycznej była stale rosnąca emigracja obywateli na Zachód. Szacuje się, że od momentu powstania NRD w 1949 roku do wybudowania muru berlińskiego, kraj opuściło około 3,8 mln osób. Wielu dokonało tego właśnie przez Berlin, gdzie granica przez długi czas pozostawała otwarta, a przepływ osób między wschodnią i zachodnią częścią miasta najtrudniej było kontrolować.
Chcąc przerwać exodus często młodych i dobrze wykształconych obywateli, władze NRD podjęły decyzję o budowie muru, oddzielającego sowiecką strefę Berlina od pozostałych. Plany te były utrzymywane w tajemnicy, a rozmach i drastyczność podjętych środków zaskoczyły aliantów. W nocy z 12 na 13 sierpnia 1961 roku zablokowano ulice i tory kolejowe prowadzące do zachodnich dzielnic Berlina. W następnych tygodniach prowizoryczne zasieki zastąpił mur o łącznej długości 156 kilometrów. Ostateczny podział miasta stał się faktem.
Mur berliński, choć poważnie ograniczył, to jednak nie powstrzymał całkowicie obywateli NRD i innych komunistycznych krajów przed podejmowaniem prób ucieczki na Zachód. Szacuje się, że w latach 1961–1989 udało się to 5075 osobom. Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia. Dla co najmniej 139 osób próba ucieczki zakończyła się śmiercią. Wśród ofiar muru berlińskiego jest też dwóch Polaków.
Nocą, 15 października 1967 roku, niespełna 25-letni kapitan żeglugi śródlądowej Franciszek Piesik przekracza łodzią granicę na Odrze między Polską Rzeczpospolitą Ludową a Niemiecką Republiką Demokratyczną. Mimo podjęcia natychmiastowego pościgu, funkcjonariuszom straży granicznej nie udaje się go złapać. Piesik dociera do granic Berlina.
Dwa dni później, 17 października, w godzinach popołudniowych, wyposażony w obcęgi i mapę z zaznaczonym przebiegiem granic na wodzie, kradnie motorówkę z przystani należącej do klubu sportowego Betriebssportgemeinschaft Baumechanik, w okolicy miejscowości Hennigsdorf. Poruszając się kanałem Haweli, zamierza dotrzeć do jeziora Niederneuendorfer See, przez którego środek przebiega granica. Najpierw musi jednak opłynąć cypel oddzielający rzekę od jeziora. Wśród miejscowych teren ten uchodzi za bagnisty i szczególnie niebezpieczny. Nie wiadomo, dlaczego Franciszkowi Piesikowi udaje się dopłynąć jedynie do cypla, a nie okrążyć go łodzią, jak prawdopodobnie pierwotnie planował. Wysiada na cyplu i pieszo dociera do brzegu jeziora, na którym zostawia kurtkę i teczkę z osobistymi dokumentami. Przed nim dystans do pokonania około 200–300 metrów w wodzie o temperaturze ok. 10 stopni Celsjusza. Z raportu wschodnioniemieckiej straży granicznej wynika, że około godziny 18:15 mężczyźnie udaje się przekroczyć granicę na jeziorze. Strażnicy nie podejmują jednak interwencji, co zostanie im później wytknięte podczas wewnętrznego śledztwa badającego ten przypadek.
Upragnionego celu Franciszkowi Piesikowi nie udaje się osiagnąć. 11 dni później jego ciało wyłowiono po zachodniej stronie jeziora. Obdukcja nie wykazała działania osób trzecich. Drogi oddechowe Piesika wypełnione były szlamem. Za najbardziej prawdopodobną wersję uznaje się wychłodzenie organizmu i utonięcie. Dopiero 2,5 miesiąca po śmierci mężczyzny Polska Misja Wojskowa przekazała zachodnioberlińskim służbom rysopis i odciski palców, na podstawie których mógł on zostać ostatecznie zidentyfikowany. Ciało Franciszka Piesika pochowano sześć miesięcy od zdarzenia na cmentarzu w Berlinie-Heiligensee. Motywy jego ucieczki do dzisiaj pozostają nieznane. W pobliżu miejsca, gdzie znaleziono ciało Piesika, w ramach ścieżki edukacyjnej „Berliner Mauerweg”, stoi dzisiaj stela, przypominająca o tym tragicznym zdarzeniu.
Jeszcze bardziej dramatyczny przebieg ma próba przedostania się na Zachód Czesława Kukuczki, z zawodu strażaka, urodzonego w 1935 roku w Kamienicy pod Limanową. 3 marca 1974 roku porzuca on swoje miejsce pracy w jednostce strażackiej w Bielsku-Białej i nie informując nikogo udaje się do Berlina Wschodniego. Nie wiadomo, w jaki sposób tu dociera, ani co dzieje się z nim do 29 marca.
Tego dnia, około godziny 12:30, Kukuczka zjawia się w budynku ambasady Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, położonej wówczas przy ulicy Unter den Linden. Portierowi wyjaśnia, że ma do przekazania ważną informację i bez dalszej kontroli zostaje wprowadzony do jednego z pomieszczeń ambasady. Tam przyjmują go pułkownik Maksymilian Karnowski, współpracownik berlińskiej grupy operacyjnej polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz jeszcze jeden pracownik ambasady.
Kukuczka żąda wydania do godziny 15:00 tego samego dnia zgody na wyjazd do Berlina Zachodniego. W przeciwnym razie grozi wysadzeniem budynku ambasady, a przy pomocy swoich wspólników także trzech innych obiektów, w tym Polskiego Centrum Informacji i Kultury w Berlinie Wschodnim. Mówiąc to, wskazuje na wypakowaną teczkę, którą trzyma na kolanach. W niej rzekomo ma znajdować się skonstruowana przez niego bomba. Z teczki wystaje przypominająca zapalnik pętla, którą mężczyzna przez cały czas trwania rozmowy nerwowo trzyma w ręku. Kukuczka wiarygodnie przekonuje swoich rozmówców, że wiedzę niezbędną do skonstruowania ładunku wybuchowego posiadł podczas odbywania służby wojskowej.
Pułkownikowi Karnowskiemu udaje się wyjść z pokoju, w którym znajduje się Kukuczka, pod pozorem wyrobienia mu dokumentu uprawniającego do podróży na Zachód. W rzeczywistości Karnowski telefonuje z innego pomieszczenia z wysokim rangą przedstawicielem Ministerstwa ds. Bezpieczeństwa NRD (Ministerium für Staatssicherheit, Stasi) i informuje go o incydencie. Zapada decyzja o wyprowadzeniu Kukuczki z budynku ambasady i „unieszkodliwieniu go”. W tym celu do ambasady udaje się trzech przedstawicieli Stasi i około godziny 14:40 zabiera Kukuczkę z wystawionym na miejscu paszportem zastępczym oraz wizą zezwalającą na wyjazd z NRD. Samochodem Stasi zawożą go do przejścia granicznego z Berlinem Zachodnim przy Friedrichsstraße.
Dalsza wersja wydarzeń jest niejasna. Z zachowanych akt Stasi wynika, że około godziny 15:00, bez wzbudzania uwagi wśród innych podróżnych przygotowujących się do odprawy granicznej, Czesław Kukuczka z nieustalonych powodów zostaje postrzelony w plecy. Ciężko ranny trafia do szpitala więziennego w Berlinie-Hohenschönhausen, podlegającego Stasi. Około godziny 18:30 umiera na stole operacyjnym. W teczce, w której rzekomo miała znajdować się bomba, oficerowie Stasi znajdują jedynie rzeczy osobiste mężczyzny.
Sprawą interesuje się prasa. 2 kwietnia o „zamachowcu” na przejściu granicznym Friedrichsstraße pisze gazeta bulwarowa „Bild”. Wtedy to, Stasi pobiera zmarłemu odciski palców, a w kolejnym z rzędu raporcie pojawia się pierwsza wzmianka o rzekomej broni palnej, którą Kukuczka miał grozić na przejściu funkcjonariuszom straży granicznej. We wcześniejszych dokumentach takiej informacji nie ma. Nagle Stasi „znajduje” też pistolet, a na nim odciski zastrzelonego Polaka. Wszystko, w tym także raport z obdukcji przeprowadzony przez lekarza medycyny sądowej, wskazuje jednak na to, że w chwili zajścia Kukuczka nie miał przy sobie broni. By zatrzeć ślady morderstwa, Stasi wydaje decyzję o poddaniu zwłok kremacji. Zostaje to uzgodnione z polskimi władzami.
Urna z prochami Czesława Kukuczki trafia do jego żony i trojga dzieci dopiero pod koniec maja 1974 r. Pogrzeb odbywa się na cmentarzu w rodzinnej miejscowości strażaka – Kamienicy pod Limanową. W tym samym czasie, w Berlinie Wschodnim, oficer Stasi Hans Sabath, towarzyszący 29 marca Kukuczce na przejściu granicznym Friedrichsstraße, otrzymuje order „Za zasługi dla narodu i ojczyzny” (Für Verdienste um Volk und Vaterland). W uzasadnieniu napisano, że udało mu się „uniemożliwić prowokację i unieszkodliwić terrorystę”.
Dzieci Czesława Kukuczki dowiedziały się o tym, co dokładnie wydarzyło się 29 marca 1974 roku w Berlinie Wschodnim, dopiero w 2015 roku, gdy sprawą zajęła się niemiecka prasa. Żona Kukuczki zmarła kilka lat wcześniej, nie doczekawszy prawdy o tym zdarzeniu. Do dziś nie jest jasne, jakimi motywami kierował się Czesław Kukuczka, chcąc wyjechać na Zachód, i dlaczego postanowił zrobić to w taki sposób. Rodzina podejrzewa, że mogły go do tego skłonić problemy ekonomiczne.
Monika Stefanek, czerwiec 2017
Edit 1:
W sierpniu 2021 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu, na wniosek prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu, wydał Europejski Nakaz Aresztowania wobec obywatela Niemiec Manfreda N. – byłego oficera operacyjnego służby bezpieczeństwa NRD (Stasi). To właśnie on miał strzelać 29 marca 1974 roku na przejściu granicznym Friedrichstraße do Czesława Kukuczki, ciężko go raniąc i w rezultacie powodując jego zgon.
W komunikacie Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu czytamy:
„Ustalenia poczynione w toku śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu bezspornie wskazują, że na Czesława K. służba bezpieczeństwa NRD zastawiła pułapkę, z góry zakładając, że uniemożliwi się mu opuszczenie Berlina Wschodniego nawet za cenę jego życia. Śmiertelny strzał sprawca oddał podstępnie, bez ostrzeżenia, w plecy ofiary, w sposób pozwalający przewidzieć jej śmierć i w sytuacji, gdy pokrzywdzony nie stanowił żadnego zagrożenia. Czesław K. ładunku wybuchowego w istocie nie posiadał, zastrzelony został skrytobójczo, gdy opuszczał już teren Berlina Wschodniego, a dla nadania swym działaniom pozorów legalności władze wschodnioniemieckie posłużyły się mistyfikacją, pozorując fakt posiadania przezeń broni palnej, którą rzekomo groził funkcjonariuszom straży granicznej. Działania funkcjonariuszy Stasi zmierzały zatem do zapobieżenia przekroczeniu granicy przez Czesława K. za wszelką cenę, z pogwałceniem elementarnych praw człowieka i w imię realizacji założeń politycznych totalitarnego państwa. Akt ten stanowił w istocie egzekucję zrealizowaną bez wyroku sądowego.”[1]
To pierwszy taki nakaz wystawiony wobec obcokrajowca podejrzanego o zbrodnie komunistyczne. Zarzutów nie będzie można natomiast postawić już Hansowi Sabathowi, szefowi grupy operacyjnej Stasi, który kierował akcją „unieszkodliwienia Kukuczki”. Zmarł on w 1986 roku.
Monika Stefanek, sierpień 2021
Edit 2:
Akt oskarżenia
Niemcy nie zgodzili się wydać Martina Manfreda N. polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. W sierpniu 2022 roku Wyższy Sąd Krajowy w Dreźnie skierował jednak do prokuratury w Berlinie sprawę do ponownego rozpatrzenia. Berlińska prokuratura zajmowała się już sprawą śmierci Czesława Kukuczki w 2017 roku. Uznała wówczas popełniony w 1974 roku czyn za zabójstwo, które według niemieckiego prawodawstwa – w odróżnieniu od morderstwa – przedawnia się po 20 latach. Sąd w Dreźnie nie podzielił takiej kwalifikacji czynu, argumentując, że oddanie z ukrycia strzału w plecy ofiary pozwala na uznanie przestępstwa za morderstwo. To zaś nie ulega przedawnieniu.
Ponowna ocena sprawy przez prokuraturę w Berlinie doprowadziła do sformułowania aktu oskarżenia. 12 października 2023 roku Martinowi Manfredowi N., byłemu funkcjonariuszowi Stasi, postawiono zarzut podstępnego morderstwa. Decydującym dokumentem, na podstawie którego udało się sformułować akt oskarżenia, okazał się odnaleziony w Archiwum Akt Stasi wniosek o odznaczenie funkcjonariusza za udaną akcję na przejściu granicznym. Jest w nim mowa, że Martin Manfred N. otrzymał od przełożonych „osobiste polecenie” „unieszkodliwienia terrorysty”, a swoje zadanie wykonał „rozważnie, odważnie i zdecydowanie” przy użyciu „broni palnej”. Za akcję oficer bezpieki otrzymał brązowy Order Zasługi w Walkach dla Ludu i Ojczyzny (Kampforden ‘Für Verdienste um Volk und Vaterland’) przyznawany w ówczesnej Niemieckiej Republice Demokratycznej.
Historyczny proces
50 lat po tragicznej śmierci Czesława Kukuczki, w marcu 2024 roku, przed Sądem Krajowym w Berlinie rozpoczął się proces 80-letniego Martina Manfreda N. W jego trakcie przesłuchano m.in. żyjących świadków zdarzenia, w tym trzy ówczesne uczennice, na których oczach rozegrał się dramat. Jako rzeczoznawcę sąd powołał prof. Danielę Münkel, kierowniczkę działu badań Archiwum Akt Stasi, które podlega Archiwum Federalnemu (Bundesarchiv).
Według Henrike Hillmann, prokurator prowadzącej sprawę, archiwalne dokumenty Stasi jasno dowodzą, że to Martin Manfred N. był tym, który pociągnął za spust, a także że czyn ten popełnił celowo. Spełniona została także kluczowa dla oskarżenia o morderstwo przesłanka o podstępności, gdyż ubrany po cywilnemu funkcjonariusz Stasi działał z ukrycia. Strzał w plecy Polaka oddany został zaś w chwili, gdy Kukuczka przeszedł przez wszystkie punkty kontroli granicznej i mógł mieć nadzieję, że nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo. Zdaniem prokurator w celu „unieszkodliwienia“ Polaka można było zastosować łagodniejsze środki, np. obezwładnić go lub aresztować. Jeden z oskarżycieli posiłkowych reprezentujących córkę Czesława Kukuczki podkreślił zaś w mowie końcowej, że „unieszkodliwienie” w języku enerdowskiej bezpieki było równoznaczne z zabiciem.
14 października 2024 roku Sąd Krajowy w Berlinie skazał Martina Manfreda N. na 10 lat pozbawienia wolności, uznając go winnym morderstwa Czesława Kukuczki. Przewodniczący składu sędziowskiego Bernd Miczajka uzasadnił orzeczenie winy podstępnością działania oskarżonego. „Pokrzywdzony (...) nie mógł spodziewać się już interwencji wojsk granicznych, ponieważ wierzył, że władze odpowiedziały na jego żądania. Nie widział oskarżonego. Oskarżony również był tego świadomy, kiedy oddał strzał. Ukrył się planowo za parawanem, aby wykorzystać brak czujności ofiary”.[2]
Zdaniem berlińskiego sądu, chociaż oskarżony działał na polecenie swoich przełożonych, jego działania nie były uzasadnione ani prawem Republiki Federalnej Niemiec, ani prawem obowiązującym w owym czasie w Niemieckiej Republice Demokratycznej. „Oskarżonemu zależało raczej na wypełnieniu doktryny państwowej NRD, a mianowicie zapobieżeniu za wszelką cenę wyjazdowi za granicę obywateli NRD i jej tzw. bratnich krajów”[3] – podsumował sędzia Miczajka.
Sąd uznał także, że sprawca miał możliwość innego „unieszkodliwienia” Kukuczki. Oddanie strzału w plecy z bliskiej odległości musiało być równoznaczne z zamiarem pozbawienia go życia.
Pierwszy taki wyrok
Skazując oskarżonego na karę dziesięciu lat pozbawienia wolności berliński sąd oparł się na Kodeksie Karnym obowiązującym w czasach NRD, a dokładnie na paragrafie 112 ust. 1. Wymiar sprawiedliwości zastosował tym samym najłagodniejsze prawo za tego typu czyn. Obowiązujący obecnie paragraf 211 Kodeksu Karnego Republiki Federalnej Niemiec przewiduje za morderstwo karę dożywotniego więzienia.
Zdaniem obserwatorów procesu wyrok berlińskiego sądu ma historyczne znaczenie. Po raz pierwszy w historii funkcjonariusz Stasi został skazany za morderstwo. Wcześniejsze procesy oficerów enerdowskiej bezpieki zwykle kończyły się wyrokami uniewinniającymi lub w zawieszeniu. Do więzienia trafiło jedynie dwóch z ćwierć miliona pełnoetatowych pracowników bezpieki.
Martin Manfred N., który przez cały czas trwania procesu milczał, nie przyznał się do winy. Od wyroku złożył apelację.
Monika Stefanek, styczeń 2025