Krystyna Wituska (1920–1944)
Wojnę przetrwały także listy Krystyny Wituskiej pisane do rodziców i siostry. Widać w nich radość z najdrobniejszych spraw – wiosny, śpiewu ptaków, możliwości umycia włosów. Pogodzona ze swoim losem Wituska nie rozpacza w nich, choć tęskni za wolnością i rodziną. W jednym z listów do rodziców z 9 maja 1943 roku Krystyna pisze tak:
„Ukochani Rodzice! Mam nadzieję, że cenzura nie będzie miała nic przeciw temu, abym te kilka ostatnich listów do domu po polsku pisała. Dostałam już Wasze drogie i wzruszające listy. Naturalnie musiałam się przy tej okazji trochę popłakać, bo mi Was tak strasznie żal i ciągle sobie wyrzucam, że nie mieliście ze mnie pociechy, wieczne tylko zmartwienie. Odetchnęłam jednak z ulgą, że nie rozpaczacie i nie straciliście nadziei. (...) Ja czuję się doskonale i jestem tak wesoła, że nieraz robię sobie wyrzuty, że Wy się tam martwicie i wyobrażacie sobie nie wiem co, a ja się tutaj tak doskonalę bawię. Jesteśmy teraz we trzy i wszystkie mamy te same zmartwienia. (…) Nie wyobrażacie sobie, jak to przyjemnie znaleźć się znowu w młodym towarzystwie i nagadać się ile wlezie. Nie myślę prawie nigdy o tym, co mnie czeka, bo po prostu nie mamy czasu, cały dzień śpiewamy, żartujemy i robimy wrażenie rozbawionych pensjonarek. Czujemy się zresztą jak w szkole albo w pensjonacie, bo i tutaj bardzo dużo rzeczy jest zabronionych, i obawiamy się, żeby przypadkiem nie dostać bury. (…) Głowa do góry, ukochana Mamusieńko, i bądź o mnie spokojny, jedyny Tatusiu, nie na próżno jestem Waszą córką, każdą dolę i niedolę potrafię znieść dzielnie.“[1]
W sierpniu 1943 roku Wituska zeznaje jako świadek na procesie Zbigniewa Walca. Wtedy też widzą się po raz ostatni. Walc otrzymuje pomyślny wyrok – rok więzienia z zaliczeniem odsiedzianych już w areszcie sześciu miesięcy. Po odbyciu kary gestapo wysyła go jednak do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, a stamtąd trafia do obozu Rottleberode. Na początku kwietnia 1945 roku, obóz zostaje ewakuowany przez nazistów. Zbigniew Walc dociera wraz z grupą czterystu więźniów do miejscowości Gardelegen. 14 kwietnia naziści zamykają go w stodole wraz z tysiącem innych więźniów i podpalają budynek. Walc ginie w masakrze, podobnie jak niemal wszyscy jego współtowarzysze. Zaledwie dzień później do Gardelegen wkraczają amerykańskie oddziały US Army.
[1] Cytat za miesięcznikiem Znak, Kraków 1969, nr 9. Wybór listów Anna Morawska, s. 1159