Jacek Głaszcz: „Nie chciałem grać Kafki”
Moje Miasto
„Naturalnie, że szare i brudne. Naturalnie, że kto mógł, ten uciekał. Ścinka Łodzi artystycznej i robotniczej. Pseudocyganerię wychodzącą nad ranem z Kufla lub Spatifu witały na przystanku tramwajowym żywe trupy. Łódzki teatr z włókniarkami w roli głównej. Jak przed stu laty.”
A pamiętasz Jacku „Kochanków z Kamiennej”? Po roku 1945 do opustoszałych mieszkań przy ulicy przemianowanej na Włókienniczą, wprowadził się lumpenproletariat. Żydowskie domy modlitewne zastąpiły meliny i burdele. Dla wielu Łodzian ulica ta stała się personifikacją „złego miasta”. I wielu – jak ty i ja – opuściło Kamienną. Inni powrócili tu z konieczności. „Potem znów ciemno, / Potem wracają znów na Kamienną.” – pisała Agnieszka Osiecka.[1]
A jednak, było to miasto Teatru Nowego z Kazimierzem Dejmkiem. Teatru, który był Jackowi bardzo bliski. Z niezapomnianymi inscenizacjami Gombrowicza, Mrożka, czy Herberta. No i Ewa Demarczyk, którą poznał po koncercie. I Marlene Dietrich, która w Grandzie zatrzymała się na jedną noc. Szyld z numerem jej pokoju ma do dziś. Były dwa dobre kluby jazzowe: ten na Politechnice i Medyka.
„Pamiętasz Honoratkę pełną gwiazd polskiego teatru, kina… i ubeków?” – śmieje się Jacek.
A jednak wyjechał.
To przekleństwo złego miasta odbija się czkawką do dziś w Bramie Miasta obok dworca Fabrycznej. Miała być architektoniczna wizja Libeskinda – a jest, jak jest.
Wolność, czyli Pani Krysia i Pan Dyrektor
Jacek cenił Krysię za aktorstwo. Miała tylko jeden problem: donosiła. Więc wieczorem, na zakończenie festiwalu teatrów lalek w Lozannie, Pan Dyrektor Pinokia zabrał wszystkim paszporty. Plan na urwanie się był iście bondowski. Podczas postoju w Bawarii, Michał miał obezwładnić kierowcę, a Jacek z pomocą kolegów aktorów przez wybite okno wyrzucić bagaż. Ale co z paszportami? Pan Dyrektor nie chciał wydać. Bo się bał. Więc awantura i przepychanki. Michał się postawił, Pan Dyrektor wściekł się. Paszporty fruwały nad głowami aktorów. Odszukali swoje i dali dylca! Z bagażami, ale przez drzwi autokaru.
- A co z Krysią?
- Spotkałem ją po latach. Nie odpowiedziała, dlaczego dała się wciągnąć. Myślę, że to po prostu głupota.
- A dyrektor?
- Ten też nie chciał rozmawiać.
Mój West-Berlin
Obóz w Marienfelde, alianci, przesłuchania, Duldung, czyli tolerancja pobytu. Koszmar Heimów dla uciekinierów. Ścieżka zdrowia klasycznego uciekiniera. Dla Jacka było wyspą wprawdzie, ale nie miastem zamkniętym. Wyspą, ale szczególną, elitarną. Bo kto by się dał zamknąć dobrowolnie w klatce? Nawet złotej? W Zachodnim Berlinie.
Frau Opra oraz Ta Pani
„Dla mnie epizod krótki, ale jakże ważny, napisz” – upiera się Jacek.
Frau Opra prowadziła kantynę w Ważnym Teatrze. Płaciła uczciwie. Dzięki tej pracy poznał muzyków, śpiewaków z chorus line, aktorów, którzy nosili całe życie halabardy. Tancerzy, którzy uciekli, jak on oraz tych kontraktowych. Co ich łączyło z Jackiem? Że byli Polakami. Tylko to. W swej większości nie znosili rodaków, którzy na społecznej drabinie sukcesu stali niżej niż oni. Prychając mówili: lokaj, zmywak…
„Takiej ilości hejtu, pogardy i nienawiści nie doświadczyłem nigdy więcej”. Była jednak i Ta Pani, którą poznał na polskiej imprezie. Podpisała dla Jacka i jego partnera w spółdzielni gwarancję czynszu, że gdyby, to ona zapłaci… Ot tak, a znali się zaledwie od kilku godzin. To przywróciło mu wiarę w rodaków.
Lalką i maską
W roku 1985 z inicjatywy Jacka i Haliny Tramby-Kowalik powstaje Polski Teatr Lalki i Maski / Polnisches Puppen- und Maskentheater. Obok nich w zespole są także Andrzej Kowalik i Krzysztof Zastawny.
„Halina to bardzo uzdolniona aktorka. Do tego, wspaniały plastyk i scenograf. Posiada rzadką umiejętność łączenia wszystkich tych trzech elementów w całość”, wspomina Jacek. Teatr dedykowany był tak dzieciom, jak i dorosłym. Dziesięć lat pracy, osiem premier. Pierwszą była adaptacja – nomen est omen – Pinokia. Zagra w dwóch tysiącach spektakli. Na czym polegał sukces tego teatru? Że takiego w Berlinie nie było! Pacynki były, w najlepszym wypadku w teatrze Kacperka. A u nich żywy teatr. Połączenie aktora i lalki. Światło, kostiumy, maski. Właśnie, maski których dzieci nie znały i których się bały. W maskach aktorzy wchodzili (obok lalek) na scenę. Takie wspaniałe przejście od lalki do żywego aktora, które winno pobudzić drzemiącą w dziecku wyobraźnię. „Takie były i są przecież założenia teatru lalkowego”, dodaje Jacek. Postanowiono przeto, że przed spektaklem zaprosi się dzieci do współpracy: budowania sceny, dekoracji. Mogły zobaczyć, dotykać a nawet przymierzać maski. Oswajanie z Teatrem było receptą zespołu na zredukowanie strachu przed nieznanym.
- A same marionetki?
- Niecodzienne, przyznasz? Jak twoja sycylijska… Nie na sznurkach, lecz z drutami, które prowadzą ręce. I jeszcze owe „pistoletowe uchwyty”, w głowach „jawajek” z odciągami, które powodowały, że lalka rusza oczami i ustami… Dla berlińskich dzieci – szok!
Lata pracy w Teatrze Lalki i Maski wypaliły Jacka: „Może chciałem zacząć coś nowego, a może zdałem sobie sprawę, że aktor ze mnie nienajlepszy? Nie wiem. Stres, nerwy. Tchórzostwo, że jestem zbyt stary, że nie spamiętam? Być może był to błąd z Kafką”.[2] Obiecał Katarzynie Makowskiej-Schumacher, że jak będzie robić Listy do Mileny, to chętnie, ale po polsku. Tłumaczy: „Straciłem serce do Teatru przez wielkie produkcje. Pozostałem jednak wierny klasycznej, małej formie, spektaklom, które dają rozwiązanie, a nie tym, które szukają nowej drogi teatru, które nastawione są na łapanie nowego widza”.
Przyszedł czas na Radio 100. Krzysztof Zastawny pisał dla nich, prowadził audycje, Jacek czytał. Później dla radia Multikulti nagrywał dżingle.
[1] Kochankowie z ulicy Kamiennej – utwór autorstwa Agnieszki Osieckiej. Poetka, bedąc studentką szkoły filmowej w Łodzi, mieszkała na Kamiennej / Włókienniczej w latach 1957 – 1962.
[2] KKAAFFKKAA oder... du hast mich dir anders vorgestellt... Szenisch-choreografischer Versuch über Franz K. Regie/Dramaturgie: Katarzyna Makowska-Schumacher. Berlin-Premiere: luty 2017 r., Theater Zentrifuge Studio 2.
Jopek, Rote Tomaten i Bigos z Kantorem…
Już jako pracownik (2002–2015) Instytutu Polskiego (dalej IP) zorganizował dla niemieckich krytyków jazzowych podróż studyjną na „Jazz Jamboree” w Warszawie. Rozmowy z polskimi muzykami, wizyta w domu u Tomasza Stańki, spotkanie z Anną Marią Jopek. Płyta, którą nagrała z Patem Methenym (Upojenie, 2002), była dla Jacka przepustką do niemieckiej promocji artystki. Wierzył, że będzie sukces. Ale czy wiara wystarczy? Argumentem miało być TO, co Niemcy w Jopek uwielbiali, a czego on w niej nie lubił. „Ta cała ludowość farbowana, to Mazowsze, te skowronki. Ten łoj, łoj, łoj…” Artykuł ze zdjęciem na pół strony w Tagesspiegel.[3] Pękający w szwach Tränenpalast.[4] Idąc za ciosem: Kayah, Myslovitz, Justyna Steczkowska no i Michał Bajor. Tu polska poezja śpiewana trafiła na chanson. Taki był pomysł. Odważna decyzja. Zaowocowała zaproszeniem Anny Prucnal do Spiegelsaal w Clärchens Ballhaus w Berlinie. Doszły inne miejscówki: Kesselhaus/Kulturbrauerei (Zakopower); Klub Polskich Nieudaczników (Jacek Kulesza Trio) oraz legendarny klub Quasimodo (Adam Bałdych).
- A twoja agencja Rote Tomaten?
- Była wyłącznie dopełnieniem mojej pracy w Instytucie Polskim. Powstała, by prezentować polskich muzyków twórców na niemieckich festiwalach. Początkowo wyłącznie jazzmanów. Myślałem naturalnie i o muzyce rockowej z Polski, czy też o popie. Z tego bym się utrzymał. Bez kapitału jednak, na dłuższą metę nie miało to racji bytu. Niewątpliwie praca w Instytucie sprawiła, że zbliżyłem się do jazzu, że muzyka stała mi się bliższa. I coś jeszcze: wszystkie te muzyczne projekty nie byłyby możliwe bez finansowego wsparcia Instytutu Mickiewicza w Warszawie oraz Instytutu Książki. IP, to była nie tylko promocja polskiej muzyki. Także literatury, teatru. Chciałem upamiętnić Kantora. Był to rok 2015… Mój projekt nie przeszedł. A nagle, gdy się rozstaliśmy, widzę flyer. Z prawie moim programem i na dokładkę z przepisem, jak zrobić polski bigos.
Wspólnie z Bożeną Baranowską,[5] zorganizował regularnie inscenizowane czytania sceniczne młodych polskich dramaturgów (Maxim Gorki Theater). W berlińskiej Akademii Sztuki zainicjował blok polskiej dramaturgii TheaterSlam, będący częścią programu Blickwechsel.
Litera-Tour
„Wyjść do czytelnika: być tam, gdzie spotyka się literacki Berlin. Taka miała być moja recepta na sukces. Prezentowałem wyłącznie tych autorów, którzy mieli niemieckie tłumaczenia. Odbiorcami mieli być przecież niemieccy czytelnicy lub ci znający język niemiecki” – dorzuca Jacek. Wsparcie Instytutu Książki oraz Instytutu Adama Mickiewicza w Warszawie umożliwiło systematyczną prezentację polskich pisarzy. Wyjść do odbiorcy znaczyło wykorzystać istniejące już lub powstające nowe miejsca spotkań. Od alternatywnego LiteraturWerkstatt w Kulturbrauerei (Paweł Huelle: Weiser Dawidek, 2013) przez Literaturhaus Berlin po Internationales Literaturfestival, gdzie w roku 2010 przedstawił Andrzeja Stasiuka. W szacownej Schwartzsche Villa gości Andrzej Bart z niemieckim przekładem Fabryki Muchołapek (2011) a w maju 2012 r. przybyła z Polski na Europa literarisch Olga Tokarczuk. Była w Berlinie nie po raz pierwszy. Tym razem na zaproszenie Wspólnoty Europejskich Instytutów Kultury w Berlinie (EUNIC, European Union National Institutes for Culture).
Finale Grande...?
- A Beckett?
- No tak, próżność mnie zgubiła. Zagrałem (ale tylko Nogi) Becketta[6] (śmiech).
- Co dalej?
- Chcę bywać częściej w Łodzi. Tej ziemi nie-obiecanej…
Wojciech Drozdek, luty 2024 r.
[3] Tagesspiegel: Najpoważniejsza berlińska opiniotwórcza gazeta codzienna. Ukazuje się od roku
1945.
[4] Tränenpalast / Pałac płaczu: przejście graniczne między wschodnim a Zachodnim Berlinem na terenie dworca Berlin-Friedrichstrasse. W latach 1991–2006 klub muzyczny. Dziś muzeum.
[5] Aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, także reżyserka teatralna i pedagog; dziekan Wydziału Aktorskiego Europäisches Theaterinstitut (ETI) Schauspielschule w Berlinie (1997–2000).
[6] ACUD-Theater, STUDIO 2, Becketts Beine, premiera: marzec 2024 r. Reżyseria: Katarzyna Makowska-Schumacher. Występują: Bożena Baranowska, Justyna Pawlicka, Jacek Głaszcz.